Vanat napisał(a): 1. Gdyby poziom ilości kar cielesnych spadał wraz dzietnością, to jedynacy nie byliby karani cieleśnie także 100 lat temu, a obecnie w rodzinach wielodzietnych kary cielesne byłyby na porządku dziennym. Tak nie jest. Między innymi dlatego, że kary cielesne mają na celu podnieść wartość dziecka (dobrze je wychować) tak więc rodzic, który je stosuje, nie uważa by przez to ryzykował wartością dziecka. Jest raczej przeciwnie.Zależy, co jest wartością. Bicie dzieci zwiększa ich posłuszeństwo i zmniejsza asertywność. Jest to korzystne w gospodarce zorganizowanej w ten sposób, że dzieci dziedziczą zawód rodziców i uczą się pod ich nadzorem. Ponieważ zaś człowiek bity nie jest skłonny do innowacji (bo kojarzy, że za dziwne pomysły dostaje się w dupe) jest to sensowne dla społeczeństwa przedindustrialnego, gdzie żaden postęp nie zachodzie w życiu pojedynczego człowieka. Wartość dziecka polegająca na posłuszeństwie wobec rodziców i konserwatywnym zachowaniu staje się antywartością w warunkach, w których trzeba się dostosowywać do szybko zmieniającego się, różnorodnego środowiska. Ludzie stosujący przestarzałe metody wychowują dzieci na przestarzałych ludzi, którzy są mało atrakcyjni. W ciągu paru pokoleń wykształca się więc nacisk selekcyjny na niebicie.
Cytat:3. Badania naukowe dotyczące szkodliwości kar są robione przez badaczy o lewicowej wrażliwości i nic dziwnego, że sprawdzają, na ile dzieci karane i nie karane fizycznie realizują w późniejszym życiu lewicowy ideał nowego człowieka - człowieka spełnionego osobiście, szczęśliwego, wrażliwego, nastawionego na współpracę i relację a nie na sukces za wszelką cenę. I ja oczywiście podzielam taką wizję idealnego człowieka, ale jestem świadom, że nie jest to wizja jedyna. Bo są rodzice, którzy może chcą by ich dzieci były nastawione na sukces za wszelką cenę, nie marnowały czasu na samospełnienie czy dobre relacje z ludźmi i przyroda, ale by po trupach, nie zważając także na koszty osobiste, dążyły do uzyskania jak najwyższej pozycji społecznej i bogactwa. W takim wypadku lewicowe ideały wychowania bez przemocy muszą być uznane za szkodliwe.Znam też ludzi nastawionych na sukces za wszelką cenę i oni nie byli bici również. Człowiek bity może odnieść sukces tylko w... biciu. Może być świetnym wikingiem lub kozakiem, czy też bojownikiem dżihadu, ale raczej nie chirurgiem czy architektem. Ba, operatorem koparki lub kasjerką w sklepie również lepszy będzie człowiek niebity, bo dziś "najgłupsza" praca wymaga inteligencji, obsługi skomplikowanych urządzeń i umiejętności społecznych, które człowiek bity wykształci gorzej. To nie są czasy, w których od robotnika na linii wymagano machania jedną wajchą przez dziesięć godzin. Ktoś taki mógłby być i debilem. Ale i tak, nawet w tak prymitywnym przemyśle, z punktu widzenia pracodawcy lepiej by było, gdyby pracownik nie był agresywny wobec każdego, kto nie jest jego łojcem.
Dlaczego, pomimo to, są tak popularne? Ano dlatego, że lewicowe elity intelektualne od kilkudziesięciu lat dominują w większości cywilizowanych krajów świata i świadomie oraz konsekwentnie prowadzą rozliczne działania instytucjonalne (polityki) by ideał lewicowego człowieka wprowadzić w życie, a co za tym idzie wyplenić przemoc z życia publicznego.
I żadem pilastrowy współczynnik "S" nie ma z tym nic wspólnego.
Ideał lewicowy dlatego właśnie się rozpowszechnił, że zwiększa prawdopodobieństwo sukcesu materialnego. Agresja ułatwia taki sukces jedynie w społeczeństwie prymitywnym, w jakimś ustroju feudalnym czy mafijnym, gdzie przemóc jest bezkarna i bandytyzm (w tym państwowy) jest najlepszym sposobem na życie.

