ZaKotem napisał(a): Tak, współcześni pracujący rodzice mają więcej czasu dla dzieci, dzięki pralkom i odkurzaczom.
Także kuchenkom - kto kiedykolwiek rozpalał kuchnię węglową ten wie - mikrofalom, suszarkom i elektryczności ogólnie.
Cytat:Cytat:No chyba nie, bo przecież jeszcze niedawno wypisywałeś, że jest takowe prawo, że "na ludzi działają tylko bodźce", a nie ich wewnętrzne przekonania moralne, tak więc wychowanie bez warunkowania karami nie jest chyba skuteczne? Więc jeśli chcemy wychować dziecko, by odniosło sukces karać je po prostu należy?Ale chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że słowa "bodziec" i "kara" to wcale nie synonimy?
A i kara nie musi być związana z przemocą. Od metody kija i marchewki znacznie lepsza jest marchewka i brak marchewki. Zawsze znajdą się tacy, którzy lubią być bici, ale braku marchewki nikt na dłuższą metę nie zniesie
Cytat:Cytat:No ale chwila, chwila... Wcześniej znikanie przemocy tłumaczyłeś wzrostem współczynnik S, a teraz nagle zniknął on całkowicie z twoich wywodów!S to parametr oznaczający jak dużo możemy zyskać na przemocy (jeśli jest niski) a jak dużo na współpracy (jeśli jest wysoki). "My" nie tylko jako my, osobnik, ale także jako my, ród. To wpływa na to, czy chcemy wychować stado dzikusów swoją liczbą miażdżące stado dzikusów somsiada, czy raczej jak najbardziej produktywnych członków społeczności.
Abstrahując od tego, że wychowanie dzieci, nawet poprzez rózgę, nie podpada pod ten model, bo nie ma tu rywalizacji o dobro wyłączne. Gra nie jest grą o sumie zerowej. Zarówno rodzice jak i dzieci mają ten sam interes - dobro rodu jak słusznie zauwazył Zakotem. W społeczeństwie niskiego S jednak, bicie dzieci się opłaca bo wychowuje ich na brutali, którzy nie będą mieli problemu ze stosowaniem w życiu strategii jastrzębich i mścicielskich. W społeczeństwie wysokiego S wychowa ich na społecznie niedostosowaną patologię. Dlatego bicie dzieci zanika w społecznościach wysokiego S.

