zefciu napisał(a): Se wypraszam. Wiem, że ten pogląd jest rozpowszechniany, ale w zasadzie nigdy nie słyszałem jego sensownego wytłumaczenia. W ortopraksję prawosławną wpisuje się święconka doskonale i w jakiejś formie jest praktykowana w różnych kulturach, które nie mają wspólnego pogańskiego mianownika. Łacinnikom, widać, nie do końca pasuje. Z krajów łacińskich występuje ona akurat w tym, któremu najbliżej do Rusi. No to jak mam odpowiedzieć na pytanie o jej genezę?
No na chłopski rozum to przecież nie chodzi o błogosławienie pokarmów, bo to zwyczaj panczłowieczy. Żarcie to wspólny mianownik każdej istoty żywej i chwała mu i cześć. Chodzi natomiast zapewne o zbieżność tegoż zwyczaju z symboliką pogańską i terminem. W końcu każdy pokarm wielkanocny ma magicznie nadawać siły i wigoru na swój unikatowy sposób. No i ma chronić od diabołów, chorob i nieszczęść solą święconą odganianych. Ponadto łączy się ze swiętowanymi ongiś, a dzisiaj nieco zapomnianymi zwyczajami płodności i zalotów. Aby ostał się śmigus, a i ten jest rugowany. Bo uroczysta wyżerka chrzanów krzepiących, bab żywot osładzających, jajów płodząco-kolorująco-okraszających, soli diabołów odganiających, kiełbasów tłustość roczną sprowadzających, w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca to raczej mało chrześcijańskie przejawy świętowania.
Cytat:Zauważmy, że także bardziej wierząca.
Jakby nie ruchy parapentekostalne w kościele to już dawno byłoby tak jak na Zachodzie. U nas to jakoś wolniej laicyzacja zachodziła i się kościół z Oazami dobrze wstrzelił w pokolenie postJPII.
Cytat:Mnie nie zaskakuje, ale nie dlatego, że „wiem, jacy są Polacy”, tylko dlatego, że jestem świadom elityzmu Terlika.
Co nie zmienia faktu, że Terlik jednak ma rację. Znam zaangażowanych wierzących, którzy na dobrą sprawę są nieświadomymi schizmatykami, albo wręcz myślą magicznie, upatrując w Harrym Potterze narzędzia Szatana, które sprawia, że samoistnie czytelnik staje się takim jakby prawie satanistą. W ogóle tematyka magiczno-egzorcystyczna w postrzeganiu świata dominuje. Taka dziwna odmiana dewocji defensywnej. Najfajniejszy przykład jaki miałem okazję oglądać to był protest jednej z mam, która twierdziła, że podręcznikowy chłopiec - Sobieradzik nie jest zantropomorfizowaną podpowiedzią do zadania tylko wcieleniem samego Złego... Myślę, że to jest tak jak z każdym innym rodzajem wiedzy. Im więcej ludzi otrzymuje wiedzę, tym bardziej się ona rozwadnia i wpasowuje do oczekiwań. Normalna sprawa.
Sebastian Flak

