lucky7 napisał(a): - jest coś takiego jak adopcja, z której osoby, które dzieci mieć nie mogą, mogą skorzystać
- (...) można pomagac przy wychowywaniu wnuków <siostrzeńców, bratanków; przyp. b4>
- nawet jeśli ktoś w chwili zawarcia ślubu nie chce mieć dzieci, to może mu się zachcieć
To wszystko dotyczy też homozwiązków.
Cytat:Nie chodzi o to, tylko o to, że skoro para homoseksualna jest biologicznie niezdolna, i to nie z powodu żadnej choroby, do spłodzenia potomostwa, to nie ma też podstaw zakładać, że jest zdolna je w sposób optymalny wychować.
Już Ci parę razy powtarzano, że to głupota.
- Po pierwsze, homoseksualiści z osobna są zdolni do spłodzenia, a w połowie przypadków, nawet do urodzenia potomstwa. "Bariera biologiczna" obejmuje więc tylko i jedynie potomstwo wspólne. Zgodnie z Twoją teorią gej w związku z drugim gejem jest niezdolny do wychowywania, ale jak tylko weźmie ślub z jakąś dziołchą, to nagle magicznie stanie się zdolny?
- Po drugie, jakaś część homoseksualistów już dziś wychowuje (często własne) potomstwo, więc fakty przeczą Twoim postulatom. Jak nie ma podstaw zakładać, jak to się dzieje?
Cytat:Juz o tym pisałem, ale powtórzę, że istnieje silny związek pomiędzy płcią biologiczną, a wzorcem męskości i kobiecości.
No dobra, bo trochę niejasności powstało, muszę się spytać: Czy dla ciebie gej ma wzorzec męskości według
- płci
- orientacji
- jakiejś średniej tych dwóch cech
- innego / innych kryteriów?
Bo raz piszesz o płci, ale w innym miejscu, przy opisach doświadczeń z licznymi znajomymi gejami to jakoś od tego odbiegasz.
Cytat:A ta sperma w tym banku to jest sztucznie hodowana?
Natura tak mężczyzn stworzyła, że "hodowla naturalna" jest najmniejszym problemem w tym obiegu. Wystarczy dać ogłoszenie i zapłacić, przebadać i zamrozić. W drugą stronę to już gorzej, Elton John musiał kupić osobno jajeczko a osobno wynająć matkę-surogatkę.
Cytat:Nie jestem żadnym specjalistą, rozumiem to po chłopsku. Mężczyzna jest bardziej skłonny do ryzyka, eksperymentów, mniej się emocjonuje, jest bardziej rzeczowy, skupia sie na celu, jest tez bardziej wymagajacy, surowszy, natomiast kobieta jest bardziej empatyczna, skupiona na bezpieczenstwie, raczej unika ryzyka, akceptuje dziecko w sposób bezinteresowny, ma wieksza podzielonosc uwagi, dba o cieplo domowe etc.
To sa cechy charakterystyczne dla obu płci, które chyba każdemu sa znane.
Podkreśliłem te cechy, które są związane ściśle z rolą ojcowską i matczyną. Mam nadzieję, że teraz już nie będzie nieporozumień między nami w tym zakresie
To wszystko są pewne stereotypy, związane z tradycyjnym podziałem ról w małżeństwie. Nie wiem, czy w rzeczywistości odnajdziesz taki model wypełniający wszystkie punkty. Anec-data, ale w rodzinie berta te cechy są w więkstości inaczej rozmieszczone, niż w Twoim schemacie (ja przykładowo nie znoszę ryzyka). A jednak jakoś funkcjonuje i nawet nie najgorzej.
Cytat:Wyżej wyjasniłem, że bert źle zrozumiał, co mam na myśli przez wzorzec męski i damski. A moje rozróżnienie patologiczności i spełnianiu tych wzorców wynikał z tego, że patologiczność może dotyczyć różnych innych sfer, niekoniecznie musi się wiązać akurat z tymi wzorcami, np. matka, która jest nadopiekuńcza przekazuje dziecku zły model, ale raczej nikt tego nie uzna za patologię i nie odbierze jej praw rodzicielskich z tego powodu, o ile ta nadopiekuńczośc nie przybierze jakiejś skranej formy. Natomiast matka alkoholiczka, która nie zajmuje się dzieckiem, kwalifikuje się do takiego odebrania praw rodzicielskich.
OK, trochę się kręcimy w kółko, więc pora może na wnioski. Są cechy ważne, ważniejsze, mniej ważne i nieważne. Dotychczas rozmowa kręciła się wobec hipotetycznych rodziców, jakby istniał jakiś ideał rodzicielski przechowywany w Sevres, i który jest punktem odniesienia przy pozwalaniu na adopcję. Tak nie jest, dlatego instytucje starają się wykluczyć najpierw najgorsze patologie, zwłaszcza te, które przyszli rodzice próbują ukryć, potem testują warunki, żeby znaleźć możliwie najlepsze, na końcu sama procedura jest testem chęci, determinacji, gdyż nie każda para nadająca się chce mieć dzieci. Chce wystarczająco mocno, żeby nie oddać dziecka przy pierwszych trudnościach. Bert zna, niestety, taki przypadek idealnej pary, która chciała specjalnie zaopiekować się trudnym dzieckiem z sierocińca. Wytrzymali miesiąc. Co takie "wypożyczenie" zrobiło w psychice dziecka, nie muszę chyba wyjaśniać.
Pomijano jednakże dotychczas w tej dyskusji kwestię dziecka. To dosyć typowe, ale w tego typu dyskusjach każdy ma "dobro dziecka" na ustach, ale tylko jakiegoś standardowego dziecka, najlepiej niemowlaka, czysta kartka i tabula rasa. Jednak sierocińce to nie tylko niemowlaki oddawane w okienkach życia. To przede wszystkim różnego rodzaju dzieci wyjęte z rodzin patologicznych. To sieroty między dzieciństwem a dorosłością. To problemy z traumami, przemocą, dojrzewaniem. I także tu bert zna przypadek, tym razem pozytywny, w którym dziecko przechodziło przez kilka rodzin zastępczych, żeby na końcu wylądować, właśnie. Dlaczego i jak i jak się to zakończyło, mogę opowiedzieć innym razem.
A wniosek? Gdyby adopcje dotyczyły tylko noworodków, wtedy mamy nadmiar popytu nad podażą. W takiej sytuacji rozszerzanie puli rodziców adopcyjnych lub zastępczych nie ma sensu. Jeżeli jednak uwzględnimy, że sierocińce mają sporo dzieci powyżej tego wieku, dla których chętnych jest brak, to wtedy lepiej rozszerzyć bazę. O pary, które może nie wypełniają heteronormatywnych schematów, idealnych wzorców czy religijnych reguł, ale są pozbawione patologii, mają możliwości a także przede wszystkim chęci wychować cudze dziecko jak swoje. To rzadkie połączenie tych ważnych cech, więc tym bardziej nie widzę uzasadnienia, dlaczego ich nie uwzględniać.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!


