Siedzę na Wyspach i jakichś wielkich problemów nie zauważyłem. Jedynie muslimom czasem odpierdala. Reszta sobie żyje zasadniczo pokojowo. I nie mówię o jakichś metropoliach, tylko dzikiej prowincji, gdzie chujem wieje, psy dupami szczekają, wrony zawracają, a owiec więcej niż ludzi.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

