No ja widzę, że dzisiaj mają dużo lżej niż lata wcześniej. I zaradność ani poziom życia od tego nie wzrasta. Zostaje osiągnięty pewien pułap stabilności, gdzie zasadniczo są zaspokojone podstawowe potrzeby i wytwarza się roszczeniowa postawa, w myśl, której wszyscy mają zaspokajać potrzeby takich osób, bo im "się należy" z racji pokrzywdzenia przez los i niezaradności. Przekichane naprawdę to mają osoby pracujące i samotnie wychowujące dzieci, bo się często w progi socjalu nie mieszczą przekraczając o jakieś grosze progi dochodowe a netto mając coś koło 2k. Mnie rozbraja sytuacja gdzie pracownik opieki społecznej ma mniej kasy w garści niż jego podopieczni a sam pomocy nie dostanie. Widzę jak abonenci pomocy socjalnej żyją, ile kasy, w zasadzie za darmo, otrzymują, mam porównanie jak wygląda sytuacja u osób, które mają dzieci i mają pracę i widzę, że coś tu nie gra. Kasa dawana do ręki nie przekłada się na wzrost poziomu życia. Konsumpcji tak. I naprawdę krzywdzące jest, że ludzie wkładający wysiłek w poprawę swojej sytuacji mają gorzej niż ci, których głównym zajęciem jest pisanie podań do opieki i żebranina, oraz jojczenie jak to ciężko jest pobierać kosiniakowe, 500+, rodzinne, okresowe, wylatać sobie dowóz opału, dostawać ciuchy od ludzi dobrej woli, żarcie z PDPZ i Caritasu czy czegoś podobnego, pisać pisma o zapłatę rachunków czy czynszu i co się tam jeszcze da wycisnąć. W zasadzie to faktycznie ciężka praca, taki rodzic 24h/d. Ale jak podliczyć ile kasy wpada za te dwa czy trzy dni w miesiącu stracone na dostarczanie pism to żyć nie umierać. Kobitka z dzieckiem, w takiej Żabce to choćby się wywinęła takiej kasy by nie wycisnęła. A i wszystkie koszty życia musi ponieść. To jest jawnie niesprawiedliwy system, który hoduje a wręcz promuje tych, którzy pracy unikają celowo i rozmyślnie. I to kosztem tych, którzy pracują i ponoszą koszty za siebie. To celowe wymuszanie socjalnej bezradności, istne kuriozum.
Sebastian Flak

