Panzer Division napisał(a): @neuroza, a jak przestaniesz przeżywać pozytywne emocje w związku z daną religią to co wtedy?To będę bardzo zdziwiony. Chyba we wszystkim znajduję jakieś pozytywne emocje, a ze wszystkich światopoglądów w chrześcijaństwie największe.
lumberjack napisał(a): To weź Go, jeśli możesz, gorliwie poproś żeby zatrzymał już tego koronawirusa. Jeśli Bóg rzucił to wszystko i wyjechał w Bieszczady albo do Sosnowca, to mógłby już wrócić i zrobić trochę porządku w tym burdlu. Tobie pomógł, to może i innym pomoże.Rzecz w tym, że najpierw potrzebne jest "natchnienie" aby szczerze, z głębi, poprosić o daną sprawę. Tutaj jakoś się nie pojawia...sądzę natomiast że gdy pracuję nad sobą, to znajduje odzwierciedlenie także na zewnątrz...
freeman napisał(a): No to fajnie, że w miarę uporałeś się z prześladującym Ciebie lękiem przed piekielnymi mękami
freeman napisał(a): Życzę wytrwałości w relacji z Bogiem, który jest Miłością i gwarantem wewnętrznego pokoju.
bert04 napisał(a): Podoba mi się Twoje podejście, bez wielkich entuzjazmów, fanfar i fajerwerków, ale z emocjami, bez przeintelektualizowania, ale z rozumem. Myślę, że to dobra podstawa na trwałe odnalezienie "swojej" religii. A nawet jeżeli to nie jest jakaś 100% prawdziwa, to czy jakakolwiek z istniejących jest? Ja tam coraz częściej wątpię. Tym bardziej cieszy, jak ktoś inny pewność wiary odzyskał.
Serdecznie dziękuję za bardzo ciepłe słowa. Pozostałym również.
Choć mam teraz trochę poczucie winy, że może jednak was trochę wprowadziłem w błąd.
Trochę czuję się jakbym "wytrzeźwiał" i zastanawiał się, co ja takiego narobiłem ostatnio.
Przedstawiłem sprawę z pewnej perspektywy, ale jest to perspektywa niepełna.
W ostatnich dniach kontemplowałem nad tym.
Postaram się to trochę uporządkować i obnażyć różne (niecne?) powody które mogły mną kierować:
1) Sam do końca nie rozumiem, nie wiem
2) Cenię sobie afirmację ze strony chrześcijan ponad afirmację ze strony innych grup.
3) Mam poczucie istnienia Boga. Jego obraz.
4) Mam intuicyjne poczucie ducha chrześcijaństwa i że to co jest w nim najlepsze jednak najlepiej tego Boga wyraża.
5) Jestem wielowiercą - w pewnym sensie wierzę chyba we wszystko. Jeśli tylko poznam jakiś punkt widzenia, to nie umiem w niego na jakimś poziomie nie wierzyć. Mam chyba w sobie mnogość punktów widzenia. Każdy z nich widzi świat w określony sposób, ma swoje własne uczucia, emocje.
6) Wiem że nic nie wiem.
7) Gdy przyjmuję określone punkty widzenia, kształtuje to moje samopoczucie.
8) Moja historia relacji z chrześcijaństwem (mniej więcej):
Cytat:Chrześcijaństwo jest jak rajski ogród, w którym szczególnie lubuje się pewien wąż. Ten wąż zmuszał mnie do pewnych rzeczy. W pewnym momencie zaczął domagać się ode mnie rzeczy, których nie potrafiłem już godzić ze zdrowym rozsądkiem i swoimi wartościami (wcześniejszych też nie potrafiłem, ale jakoś na ten dysonans mogłem przymknąć oko - tym razem to było już za mocne). Wąż chciał abym się dla niego wszystkiego wyrzekł. To było za wiele. Kilka dni chodziłem jak struty, aż uciekłem z ogrodu. Możliwe że w pewnym sensie w ten sposób wylałem dziecko z kąpielą.
Starałem się nie zbliżać za bardzo do ogrodu. Czasami podchodziłem bliżej, czasami dalej, ale starałem się nie zbliżać za bardzo. Nabierałem sił. Spotkałem Buddę. Zrozumiał mój problem. I uświadomił mi, że nie muszę się słuchać węża. Nauczył mnie większej samodzielności, dodał sił mojej uważności. Pokazał jak nie ulegać wężowi. Trenowałem w tym, rozwijałem się w tym, nabierałem w tym sił.
W pewnym momencie zrozumiałem że mogę przebywać w ogrodzie. Wąż może sobie nawet po mnie chodzić. Może wchodzić mi przez usta i wychodzić nosem, uszami. Nie muszę nic z nim robić. Mogę pozwolić sobie poczuć cały ten strach, impuls do podporządkowania się, do ucieczki.
Mając tego świadomość - a jednocześnie zdając sobie sprawę, że dopóki odcinam się od ogrodu, nie będę kompletny, stwierdziłem że warto zmienić swoje nastawienie. Skarb ukryty jest w miejscu, na które najmniej chciałem spojrzeć.
Jednocześnie zrozumiałem że nie muszę się już ograniczać do ogrodu. Mogę go przygarnąć. Ogród może zamieszkać we mnie. Razem z wężem.
Właściwie to trochę wąż a trochę smok. Jego aktywność wyczuwam szczególnie w takich klimatach jak lefebryści czy Gloria Polo.
9) Ostatnio dotarło do mnie jak dobija mnie wizja przyszłości, tego co po śmierci. Nie zadowala mnie buddyjska pustka ani tym podobne. Stwierdziłem że najlepszą wizję ma chrześcijaństwo.
10) Chrześcijaństwo zawsze gdzieś tam było we mnie. Jak w tej opowieści (punkt 8), Te głębokie uczucia. Nie warto z nich rezygnować. One są bardzo dobre i nie odnajduję ich w niczym innym. Taka świętość.
Cytat:Nie zadowala mnie żadna inna wizja przyszłości - ani buddyjska, hinduistyczna, ani z nowoczesnych duchowości Bentinho Massaro, ani ateistyczna. Chrześcijańska jest najlepsza.
Nie zadowala mnie smutna pustka, nicość. Wolę świętość, spokój, radość. Spojrzenia pozbawione dobrego, chrześcijańskiego, osobowego Boga, przegrywają u mnie. Perspektywa chrześcijańska wygrywa.
Mam w lewym górnym rogu chrześcijańską świetlistość, której uczucie przewyższa pozostałe. Po prawej stronie mam ten wschodni spokój i on też jest fajny, ale jednak to chrześcijańskie wygrywa. Jest to nieskończoność wyższego rodzaju. Osobowa i dająca wyższe wsparcie. Nie warto z tego najlepszego zasobu rezygnować.
11) Przypomniałem sobie że w największych kryzysach chrześcijaństwo bardzo mi pomogło.
12) Pamiętam że wiele mi dawało.
13) Inne rzeczy jakby się wypaliły, straciły swój potencjał.
14) Jakby zniknęły pewne przeszkody, które powodowały u mnie wcześniej większy konflikt z chrześcijaństwem.
15) Nie chce być na "nie". Wolę być na "tak". Nie chcę kierować się lękiem. Wolałem dokonać odwrócenia tego. Zdałem sobie sprawę, że odcinam się od chrześcijaństwa, stawiam mu opór. I po co? Lepiej obdarzyć je miłością. Przecież tak naprawdę to nie ono jest/było dla mnie problemem, ale ten wąż/smok, który się z nim wiąże. Nie ma co wylewać dziecka z kąpielą. Mogę przecież zmienić perspektywę.
16) Nie muszę się "zamykać" w chrześcijaństwie (klaustrofobicznie). Nie chcę być ograniczony i źle się z tym czuję. Ale mogę chrześcijaństwo przyjąć, przygarnąć. To jest na tym poziomie w pewnym sensie mój najlepszy zasób.
17) Tak naprawdę nie muszę się niczemu dogmatycznie podporządkowywać. Nie muszę tłumić pozostałych części siebie.
18) Starokatolicyzm bardzo mnie zachwycił i wydał się najlepszym (także ze względów pragmatycznych) naczyniem. Pojawiło się u mnie wobec niego coś w rodzaju zauroczenia/zakochania. Nie znaczy to, że muszę się w nim zamykać i kurczowo i dogmatycznie tylko i wyłącznie jego się trzymać. Tym bardziej, że to jest tak naprawdę jedna rodzina, jeden dom, choć może inny pokój w chrześcijaństwie. To wszystko jest połączone. Mogę korzystać z całej chrześcijańskiej infrastruktury, nie muszę siedzieć ciągle w jednym pokoju.
19) Tak naprawdę nie muszę nawet podejmować żadnych wielkich deklaracji, zobowiązań. Nawet nie muszę co tydzień chodzić do kościoła (zwłaszcza teraz). Choć może warto spróbować do tego wrócić. To było korzystne pod wieloma względami. Napełniało mnie to radością. Choć z drugiej strony, wystarczy że to przywołam i już to czuję znowu, co stawia nieco pod znakiem zapytania po co tam iść, skoro duchowo to przeżywam. Odpowiedź na pewno może być taka: gdybym miał to zatracić lub gdybym "nie miał i tak nic lepszego do roboty". W sumie to jestem "dość leniwy", więc nie chcę nic gwarantować

Może potem mi się jeszcze coś przypomni.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
May all beings be at ease.
May all beings be happy

