Żarłak napisał(a): A ja to postrzegam jak "błąd systemu", biorący się z ewolucyjnie rozwiniętego potencjału, który z powodu uwikłania w nadal funkcjonujące atawizmy mimo powstałej nadbudowy kulturowej prowadzi do tego co napisałeś. Czyli hacking (działanie "celowe" na poziomie nieuświadomionym) zamieniam na błąd, bo de facto nie wynika z procesów świadomych.Nie do końca. Uważasz, że osoba, której wytłumaczy się np. działanie euforyczne adrenaliny zrezygnuje z tego powodu z jazdy kolejką górską? Straci frajdę, dlatego, że zrozumie mechanizm? Nie wydaje mi się.
lumberjack napisał(a): Tylko czy tę nagrodę za działania należy uznać za stan szczęścia, do którego dążenie jest sensem życia?No nie. Ja tylko piszę o tym, że człowiek jest zbyt skomplikowany, żeby go opisywać jako prostą maszynkę do przeżywania genów.
Cytat:Jeśli naukowcy stworzą narzędzie lub tabletkę stymulujące aparat nagradzający za działania, to czy można uznać, że człowiek powinien w całym swoim życiu poprzestać na zażywaniu owej tabletki lub na używaniu owego narzędzia? Toż to byłoby przecież permanentne tkwienie w stanie pożądanym.No cóż. Nie zachęcam przecież do bycia ćpunem. Ale mimo wszystko, nasze społeczeństwo mocno odbiega od paleolitycznego. Więc jakiś stopień hackingu nagród jest nieodzowny, żeby ludzi motywować do funkcjonowania w tym nienaturalnym systemie.
ZaKotem napisał(a): To prawda, ale ci, co stosują te mechanizmy wbrew "interesom" swoich replikatorów, nie przekazują skutecznie tych zachowań innym, a więc z natury rzeczy zawsze stanowią mniejszość. Szansę na przetrwanie w kulturze mają tylko te sposoby "hackowania", które przynoszą też dobre skutki. Np. picie alkoholu generalnie szkodzi zdrowiu, ale zwiększa wzajemne zaufanie w grupie chlaczy i ułatwia socjalizację.Tutaj się zgadzam. Tym niemniej nikt nie stosuje w społeczeństwie strategii idealnych. Nawet ich nie znamy. Zatem pewne, nieszkodliwe suboptymalności zostaną nam wybaczone.
