lumberjack napisał(a): Kiedyś próbowałem medytować, ale to jest nudne i to bardzo. Podobnie jak różaniec i klepanie zdrowasiek. Najlepiej zająć umysł robotą.
Hahaha, oj bywa nudno. Ego nie może się przebić ze swoją narracja, ze swoimi filmami którymi się karmi i w których odgrywa różne role. Więc tak, nuda musi być, ale nie jest to też nieodłączny element. Występuje, powiedziałbym, na rozdrożu, kiedy tzw. małpi - szukający ciągle czegoś - umysl, dostaje po tyłku, ale w dalszym ciągu jego perspektywa jest wiodącą, bo kiedy już się wyjdzie poza niego, kiedy niknie podział na zewnętrzne i wewnętrzne, kiedy już tak nago i w pełni doświadcza się tego co jest i nie kombinuje z tym co być powinno i co będzie, tam nie ma ani ziarenka nudy.
Kiedy jesteś na intensywnej praktyce, na której każdego dnia zachowuje się milczenie i medytuje po wiele godzin dziennie i rozbiegany umysł zacznie kombinować "ile jeszcze do końca sesji?", "Jak mi idzie" itp. a jeszcze gdzieś tam swędzi, nogi dretwieją., to to jest nie do zniesienia... Małpi umysł musi się poddać, a wtedy będzie bardziej gładko.
Tzn. ja mówię ze swojej perspektywy. Praktykuje bardzo proste metody, tak proste, że trudno je nazwać metodami ale o tym później.
Różaniec, zdrowaśki, może i można nazwać to medytacją, kontemplacją, mantrą, która jeśli wypełni umysł to wyprze pozostałe treści czyniąc go bardziej stabilnym, ale ja wolę kiedy umysł pozostaje elastyczny klarowny świeży a nie w taki mechaniczny sposób wprowadzony w trans.
Mnie taka forma otumania, uspokaja ale jednocześnie otumania. Może na innych ludzi inaczej to działa.
Rodica, hmm, myślę że może się tak zdarzyć ale medytacja powinna prowadzić do większej harmonii z otoczeniem.
Faktem jest, że medytacja była wykorzystywana do stawania się bardziej nieczułym, ale to jeszcze nie znaczy, że to reguła.

