kmat napisał(a): Nie no, to akurat czyni buddyzm religią wysoce użyteczną z punktu widzenia władzy. Postawa "myślcie o wiekuistości a nie doczesnych marnościach" zawsze znajdzie protektorów i promotorów, bo wspiera spokój społeczny.
Toteż znajdował i to hojnych - w Indiach Aśoki i w Chinach zakony buddyjskie stały się wielkimi posiadaczami ziemskimi, podobnie jak Kościół katolicki. Rzecz w tym, że laska pańska pstremu koniowi stoi, więc po pewnym czasie zawsze pojawi się władza "protestancka" która zechce to tałatajstwo zsekularyzować. Ale to się nie może udać, gdy religia ma oparcie w plebsie, bo to grozi szybką detronizacją i defenstracją. Dlatego w mocarstwach buddyzm nie miał szans na
wiekuiste utrzymanie się, bo kiedy cesarz zapragnął położyć łape na majątkach buddystów, to mógł ogłosić, że są paskudni i jedzie im z paszczy, i nikt go z tego powodu nie ekskomunikował.
Cytat:No chyba, że przegnie jak dżinizm czy manicheizm, które niosły zbyt dużo dobrodziejstw inwentarza ze sobą. Zresztą zasięg buddyzmu jest naprawdę duży - Cejlon, Indochiny, Mongolia, w specyficznej symbiotycznej koegzystencji z innymi religiami Chiny i Japonia.
No ale "koegzystencja" to już nie jest religia, tylko taki stary new age, gdzie sobie każdy wybiera, co mu się podoba z każdego systemu.