ErgoProxy napisał(a): Pomału. Ja się z tym wszystkim zgadzam, co powyżej, ale mam pytanie, czy Napoleon w ogóle by się wybił na cesarzenie, gdyby rewolucję francuską diabli wzięli. Bo rewolucyjne armie, o ile dobrze pamiętam, cienko przędły, i zaangażowanie pełni sił pruskich, niezwiązanych przez pożar w sarmackim burdelu, mogło dać nieciekawy wynik.
Ciężko mi wymóżdżyć co musiało by się stać żeby Rewolucji nie było, albo, żeby była się wykrzesała i se wzięła upadła. Francja to była kontynentalna potęga zdolna wpierdolić każdemu. Problemami wewnętrznymi była upstrzona średnio bym powiedział, ale sami ludzie parli na Rewolucję, bo zdawali sobie sprawę, że jak się nie rzucą teraz to będzie tylko gorzej. Poza tym podglebie całe rewolucję wymuszało. I kulturowe zwroty i myśli polityczne. I bieda i nieudolność władców i najważniejsze. Wkurwione rzesze ludzi, którzy mieli wykształcenie i możliwości uwalane przez urodzenie się w nieodpowiednim stanie...
Zabory zaś to był cyrk, który nijakich sił nie wiązał. To wyglądało tak, że się ARP zmówili i wysyłali poczty stawiające znaki graniczne, bo trzymali za jaja sejm i se mogli. Kto pierwszy ten lepszy. Bronić Polski nie było komu, bo zabory były przyklepywane, z myślą, że jak se wezmą to się nażrą. Nie musiało być zaborów II i III a pierwszy było można łatwo odwrócić, kiedy zaborcy mieli pożar u siebie. Tylko nie było komu. Jakby jakiś Kościuszko o charyzmie większej od Hitlera i Stinga razem wziętych, wziął i rozpieprzył zaborców wysyłających poczty z flagami i stawił czynny opór to prawdopodobnie skończyłoby się na sprawdzeniu wartości sojuszu. Czyli na wycofaniu się na pozycję, bo z ludem rewolucyjnym w obcym państwie nikt nie walczy nie mając w tym interesu. A walka w obronie zdrajców ojczyzny we trzech jest zupełnie od czapy. To tak jakby sobie przeszczepiać kończynę z gangreną, żeby zyskali ci którzy mają najsilniejszą agenturę.
Reasumując. Monarchia francuska dostałaby wpierdol wewnętrzny tak czy inaczej. Dla Prus zabory to była przyjemność a nie wysiłek.
Cytat:Na chuj mi taki mazgajski mit, że bylibyśmy wielcy i wspaniali, gdyby nam nie wpierdolono grupowo w ryj i jakie to niesprawiedliwe? Na tym micie wykwitają tylko historyjki o wielkich polskich innowatorach z PRLu, co by sami mogli zrobić Internety, gdyby ich ktoś z miłością do serca przygarnął i potem jeszcze darmo dał błyszczeć w sławie.
Dwie różne sprawy. Rozbiory były po to, żeby ta prawie milion kilometrowa połać lądu, która jeszcze niedawno wpierdoliła praktycznie każdemu, bo miała jedyną w Europię montownię czołgów typu "Husarz", nie zrobiła powtórki z historii. Mit genialnych możliwości zaprzepaszczonych przez złych onych to mit każdego kto żył w nyndzy i kryzysie. Niemcy A.D. 1918 np. też.
Cytat:Otóż w normalnych narodach każdy głupi rozumie, że innowator musi być jeszcze sprawny biznesowo, żeby przetrwać na rynku, a nie dać się zeżreć, ani oszwabić. Że świat nie kocha mesjaszy, tylko spryciarzy. Masz gdzieś taką ideę w micie trzeciomajowym?
Masz ową w Jasiu Sowizdrzale. Czyli w próbie odreagowania mitów narodowych.
Sebastian Flak

