zefciu napisał(a): No może. Ale dbałość o uszy neuroatypowego klienta to nie jest jednak cecha przypisywana frankizmowi. Mieści się natomiast w worze o nazwie „marksizm kulturowy”, do którego smuniewscy wrzucają różne zjawiska, które im się nie podobają.W sumie nie ma powodu, aby korporacjonizm nie mógł być postępowy

zefciu napisał(a): Inna sprawa, że nawet jak ma się duży kapitał, a jednocześnie wierzy się w swoje możliwości na wolnym rynku, to wizja wprowadzenia „jakiegoś frankizmu” nadal może się wydawać zbyt ryzykowna. Osoba która dorobiła się na rynku wie już, jak dorobić się na rynku. A w „fuzji z państwem” to zawsze można wypaść z łaski rządzących i stracić wszystko. W ogóle nie obserwuje się, aby państwa dojrzałej gospodarki rynkowej jakoś spontanicznie się faszyzowały.Owszem. To jest opcja na wypadek zagrożenia realnym socjalizmem i nacjonalizacją. Niemniej zwykły liberalizm to nie jest szczyt marzeń powyżej pewnego poziomu. We własnym interesie Kulczyków i Gatesów tego świata jednak leży wylobbować takie rozwiązania, które pozwolą korzystać z dobrodziejstw rynku, ale też unikać związanych z rynkiem kosztów i ryzyka.
Do tego w dojrzałym demoliberalizmie jest dość znaczny opór materii - społeczeństwa obywatelskie i takie tam. Ale już niedojrzałe mogą zdryfować w stronę jakiejś oligarchii - kłania się przykład Węgier, które reprodukują system rosyjski. A jeśli kapitał cywilizacyjny społeczeństwa jest niski, to oligarchie tworzą się prawie automatycznie.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.


