@Baptiste
I to jest clou niezrozumienia dlaczego ten cały klasizm to brednie na resorach mające za zadanie zdjąć jakąkolwiek odpowiedzialność za tępotę i lenistwo. W dzisiejszej Polsce każde dziecko ma dostęp do biblioteki szkolnej, często gminnej czy osiedlowej. Ma w kieszeni smartfon potężniejszy niż pecety sprzed dekady, internet o zasięgu i prędkościach niewyobrażalnych wręcz dla roczników z lat '90 i '00 a w dodatku ma dostęp do kilkudziesięciu kanałów w tv, podczas gdy dekadę temu na zadupiach nawet TVN nie odbierał i było wszystkiego trzy sztuki na krzyż. Dlaczego zatem nie mnoży się kapitał kulturowy? Albowiem nie ma komu go mnożyć. Ja tam nie wierzę w mit o bogatych ubermenszach, których dzieci doznają Nirvany, bo tatuś z mamusią oglądają teatr telewizji i oglądają Animal Planet. Jakby to była prawda to nie byłoby patointeligencji, o której wielkości brandzlowały media jakiś czas temu. Smutna prawda jest taka, że kapitał kulturowy to jedyny kapitał, który wymaga wysiłku i trzeba samodzielnie go zdobywać, bo to nie lamarckowska ewolucja sprawia, że się go nabywa. Co więcej trzeba do jego nabycia mieć zdolności większe niż 3Z czy 4Z. Trzeba być przede wszystkim ciekawym. Zdobywanie kapitału kulturowego jest dziś praktycznie darmowe albo kosztuje tyle co dwie paczki czipsów.
A tego nijak nie rozumiem. Robota WOŚPu jest jak najbardziej potrzebna. Jakby nie ten WOŚP to większość narodu złamanego grosza by nie dała i co za tym idzie byłoby gorzej niż jest.
Onet napisał(a):Wysoki kapitał kulturowy wyposaża dziecko w szereg "punktów dodatkowych" na starcie - od umiejętności wypowiadania się i zachowania się w różnych sytuacjach i miejscach aż po wiedzę pochodzącą "nie wiadomo skąd", a tak naprawdę przyswajaną w domu - z rozmów dorosłych, ze słuchanych przez rodziców audycji radiowych i programów telewizyjnych, z oglądanych filmów i wakacji i wyjść.
Takie dzieci pewne rzeczy po prostu wiedzą - znają nazwiska premiera i kilku ministrów, znaczenie słów takich jak "paradoks" albo "groteska", rozpoznają obrazy van Gogha i Picassa, wymienią kraje sąsiadujące z Chorwacją, wiedzą jakie produkty spożywcze zabierają węglowodany i to mimo że żadnego z tych zagadnień nie przerabiały jeszcze w szkole.
Rodzice obrażający pytających o prace domowe co i rusz wspominają o swoich własnych dzieciach ze świętym przekonaniem, że cudze dziecko jest po prostu tępe. "Co, on ma 14 lat i tego nie wie? Moja córka jest trzy lata młodsza i dla niej to oczywiste", "Moje dziecko w III klasie pisze poprawniej po polsku, niż twoje. Wstyd!"
I to jest clou niezrozumienia dlaczego ten cały klasizm to brednie na resorach mające za zadanie zdjąć jakąkolwiek odpowiedzialność za tępotę i lenistwo. W dzisiejszej Polsce każde dziecko ma dostęp do biblioteki szkolnej, często gminnej czy osiedlowej. Ma w kieszeni smartfon potężniejszy niż pecety sprzed dekady, internet o zasięgu i prędkościach niewyobrażalnych wręcz dla roczników z lat '90 i '00 a w dodatku ma dostęp do kilkudziesięciu kanałów w tv, podczas gdy dekadę temu na zadupiach nawet TVN nie odbierał i było wszystkiego trzy sztuki na krzyż. Dlaczego zatem nie mnoży się kapitał kulturowy? Albowiem nie ma komu go mnożyć. Ja tam nie wierzę w mit o bogatych ubermenszach, których dzieci doznają Nirvany, bo tatuś z mamusią oglądają teatr telewizji i oglądają Animal Planet. Jakby to była prawda to nie byłoby patointeligencji, o której wielkości brandzlowały media jakiś czas temu. Smutna prawda jest taka, że kapitał kulturowy to jedyny kapitał, który wymaga wysiłku i trzeba samodzielnie go zdobywać, bo to nie lamarckowska ewolucja sprawia, że się go nabywa. Co więcej trzeba do jego nabycia mieć zdolności większe niż 3Z czy 4Z. Trzeba być przede wszystkim ciekawym. Zdobywanie kapitału kulturowego jest dziś praktycznie darmowe albo kosztuje tyle co dwie paczki czipsów.
Baptiste napisał(a): Ja bym jeszcze dodał, że altruizm najlepiej smakuje wtedy gdy za 2 zł wrzucone raz w roku do puszki WOŚP bieda-elita doznaje innych stanów świadomości wchodząc myślami w skórę filantropa i odnosząc znakomite zwycięstwo moralne nad tymi „złymi”, których dzieci powinny dostać raka, tym samym oddając Jurkowi należną ofiarę.
A tego nijak nie rozumiem. Robota WOŚPu jest jak najbardziej potrzebna. Jakby nie ten WOŚP to większość narodu złamanego grosza by nie dała i co za tym idzie byłoby gorzej niż jest.
Sebastian Flak

