Baptiste napisał(a): Klasizmu nie postrzegam jednak jako zjawisko realnie wpływające na rzeczywistość, tylko zjawisko będące przede wszystkim wyobrażeniem własnej pozycji części społeczeństwa. Niejednokrotnie oparte na bardzo wątłych podstawach, będące przykrywką dla najgorszych cech, rzekomo obcych ludziom na pewnym poziomie.
Ten poziom jest równie abstrakcyjny co te klasy. Jest zespół cech i zachowań, które powinny być wspólne dla zwiększenia komfortu życia w społeczeństwie i albo się ktoś stosuje albo nie. W przykładzie pisze tylko tyle, że ktoś na stronie zbiórkowej chciał zebrać hajs na komputer z drukarką i został shejtowany. Przy liczbie tzw. "dejów" czyli współczesnych nieskrępowanych sępów finansowych reakcja niezbyt dziwi. Zwłaszcza, że często wspomagający ludzie są wykorzystywani metodą na "horom curke".
Cytat:Co do WOŚP- nie wiem gdzie w tych słowach widzisz uderzanie w WOŚP. Dobra robota fundacji to jedno, a to co wyczyniają, mówią i myślą sekciarze Jurka to inna sprawa. I to w ich podejście uderzam, a nie w samą fundację. Jak widzę puszkę to też wrzucam i mam nadzieję, że z tego powodu nie będę postrzegany przez pryzmat tych, dla których dobroczynność na tym się zaczyna i jednocześnie kończy, przy czym stosunek budowanego ego do wrzucanej kwoty jest totalnie niewspółmierny i służy budowaniu okopów plemiennych ekipy „serduszkowców”.
Ja tam nie wnikam w wewnętrzne poczucia ludzi jeżeli tylko ich działania przynoszą korzyści ogółowi. Co zmienia czy dają z poczuciem bycia Humanitarystą prze wielkie H czy dlatego, że tak się przyzwyczaili? Z mojego punktu widzenia próżne rozważania.
Dwa Litry Wody napisał(a): Żeby się czegoś nauczyć potrzeba jednak nie tylko dostępu do narzędzi, ale również inspiracji i wsparcia, zaś jeśli możesz liczyć praktycznie tylko na siebie, to jeszcze niemałej dozy determinacji.
Jeżeli możesz liczyć tylko na siebie to prędzej zdobędziesz kapitał kulturowy niż siedząc w holu muzeum codziennie. Bo siłą rzeczy musisz sięgać po narzędzia, żeby pokonywać kolejne skile. Samodzielna nauka jest efektywniejsza niż wykład.
Cytat:I dlatego właśnie kapitał kulturowy łatwiej gromadzić tym dzieciakom, które dzięki rodzicom obcują z nim na co dzień. One dostają go praktycznie bez żadnego wysiłku ze swojej strony.
Serio? Chłopiec w domu pełnym Harlequinów, romansów, dzieł pozytywistów czy płyt kobiecych grup punkowych z lat 80 ma zaplecze kulturowe. Podobnie dziewczynka w domu pełnym książek do naprawy maszyn rolniczych czy hodowli trzody oraz kaset ze StarTreckiem. I pytanie za 100 punktów. Czy cokolwiek z tego będzie ich pociągać? Bo to tak jakby dziecko miało w domu miliony Juanów i żadnego kantoru, żeby je wymienić. Ot, stos papieru i winylu. Żeby kapitał zdobyć trzeba pracować i nie ma jak tego przeskoczyć.Samo zaś zdobywanie kapitału kulturowego jest akurat związane z przyjemnością jak żadna inna praca. No tyle, że musi nastąpić akt sięgnięcia po książkę, płytę czy inny nośnik i chęć jego zrozumienia. I tego elementu właśnie z reguły nie ma. Bo czytanie jest guuuuuupie. Bo słuchanie czegoś poza rapsami i disco polo jest pedalskie. Bo oglądanie czegoś poza Trudnymi Sprawami i filmami z Żanklodem i gołymi babami jest nudne. Doba każdego człowieka ma tyle samo godzin. Dostęp do narzędzi jest powszechny, łatwy i tani. Tylko wysiłek jest trudny, dlatego go nie ma. Można se pojechać do Egiptu i obejrzeć kupę kamieni i obsrane wielbłądy. Można przeczytać z przymusu Faraona, albo poczytać o Egipcie w Wikipedii, żeby się dowiedzieć po kij te kamienie są. Najdroższa opcja nr. 1 jest najmniej kapitałotwórczą i to dlatego, że na biedę umysłową nie ma rady.
Sebastian Flak

