Ja chciałbym trochę rozwinąć i pociągnąć ten wątek piekła, bo w sumie chrześcijańska wizja życia pozagrobowego to jedna z moich głównych obiekcji co do tej religii. I gdybym ją wyznawał to myślę, że musiałbym nieźle się nagimnastykować, żeby to przedstawić w sposób spójny i nie budzący większej wątpliwości natury moralnej. Nawiasem pisząc najbardziej mnie interesuje stanowisko zefcia i berta04 (ze względu na spójność wypowiedzi i jakąś taką głębszą wrażliwość społeczną), ale w sumie będę wdzięczny za każdą wypowiedź dowolnego teisty wyznającego podobną eschatologię.
Czy uważacie, że kwestia trafienia do piekła/nieba jest wyborem? Jeśli tak to czy jest to wybór jednostki w pełni świadomej wszystkich konsekwencji? Pytam o to szczególnie, bo żyjemy w tym samym świecie, w którym nie ma mowy o pełnej świadomości skutków swoich decyzji, a Bóg (o ile oczywiście istnieje) troszkę bawi się z nami w chowanego i nie wychyla się za bardzo zza drzewa (mam tu na myśli naturalizm nauk przyrodniczych). Kiedy więc ten wybór miałby nastąpić i na czym polegać? Bo nie bardzo sobie wyobrażam, jak można dokonać zupełnie świadomie jakiejś decyzji i czuć się przez to gorzej. Jeśli wybieram piekło to stwierdzam że to cierpienie, o którym piszecie, jest jakoś równoważone innymi pozytywnymi dla mnie rzeczami, na przykład wolnością wyboru. Jeśli świadomie wyprowadzam się z rodzinnego domu to rodzice nie przygotowują mi co prawda już smacznych obiadków, ale z powodu niezależności czy poczucia większej wolności w ogólności czuję się lepiej. Jeśli zaś wybór piekła nie jest absolutnie świadomy to dla mnie taki Bóg jest niemoralny, a już zwłaszcza jeśli miałaby to być decyzja ostateczna (nieodwracalna). No i jak to wszystko się ma do wizji piekła zawartej w Biblii albo widzeniach mistyków chrześcijańskich? Naprawdę nie czujecie, że wasz obraz życia pośmiertnego (którego jeszcze nie znam) jest w tym kontekście trochę naciągany?
I takie "małe" pytanka na boku. Możecie trochę rozwinąć jak w ogóle wyobrażacie sobie to życie po śmierci albo Sąd Ostateczny? Czy dużo osób trafia do tego "miejsca kaźni" jak wydaje się sugerować Bóg w osobie Jezusa, czy może piekło istnieje, ale jest puste jak myślą niektórzy bardziej współcześni teologowie? Czy to wszystko rozgrywa się w jakimś meta-czasie, który pozwala na ewolucję stanów mentalnych czy może przypomina bardziej tę boską egzystencję zawieszoną ponad czasem? Jak w obliczu tak różnych typów egzystencji można mówić o ciągłości istnienia tej samej jednostki, czy próbujecie to sobie jakoś tłumaczyć? No i w końcu po co jest ten cały etap przejściowy w postaci niedoskonałego świata pełnego cierpienia i innych negatywnych zjawisk, skoro nie wydaje się to konieczne do zbawienia? Mam na myśli na przykład sytuację, gdy umiera niemowlę i jak rozumiem nikt tutaj chyba nie postuluje, że taka jednostka mogłaby skończyć w miejscu/stanie określanym jako piekło.
Wiem że jest tego dużo i pewnie powtarzam sporo pytań poruszonych w tym wątku, dlatego nie liczę na odpowiedzi na wszystkie i jednocześnie mam świadomość że nikt z was "tam" nie był więc pytam tylko o jakieś intuicje, jeśli takowe posiadacie. Pozdrowienia.
Czy uważacie, że kwestia trafienia do piekła/nieba jest wyborem? Jeśli tak to czy jest to wybór jednostki w pełni świadomej wszystkich konsekwencji? Pytam o to szczególnie, bo żyjemy w tym samym świecie, w którym nie ma mowy o pełnej świadomości skutków swoich decyzji, a Bóg (o ile oczywiście istnieje) troszkę bawi się z nami w chowanego i nie wychyla się za bardzo zza drzewa (mam tu na myśli naturalizm nauk przyrodniczych). Kiedy więc ten wybór miałby nastąpić i na czym polegać? Bo nie bardzo sobie wyobrażam, jak można dokonać zupełnie świadomie jakiejś decyzji i czuć się przez to gorzej. Jeśli wybieram piekło to stwierdzam że to cierpienie, o którym piszecie, jest jakoś równoważone innymi pozytywnymi dla mnie rzeczami, na przykład wolnością wyboru. Jeśli świadomie wyprowadzam się z rodzinnego domu to rodzice nie przygotowują mi co prawda już smacznych obiadków, ale z powodu niezależności czy poczucia większej wolności w ogólności czuję się lepiej. Jeśli zaś wybór piekła nie jest absolutnie świadomy to dla mnie taki Bóg jest niemoralny, a już zwłaszcza jeśli miałaby to być decyzja ostateczna (nieodwracalna). No i jak to wszystko się ma do wizji piekła zawartej w Biblii albo widzeniach mistyków chrześcijańskich? Naprawdę nie czujecie, że wasz obraz życia pośmiertnego (którego jeszcze nie znam) jest w tym kontekście trochę naciągany?
I takie "małe" pytanka na boku. Możecie trochę rozwinąć jak w ogóle wyobrażacie sobie to życie po śmierci albo Sąd Ostateczny? Czy dużo osób trafia do tego "miejsca kaźni" jak wydaje się sugerować Bóg w osobie Jezusa, czy może piekło istnieje, ale jest puste jak myślą niektórzy bardziej współcześni teologowie? Czy to wszystko rozgrywa się w jakimś meta-czasie, który pozwala na ewolucję stanów mentalnych czy może przypomina bardziej tę boską egzystencję zawieszoną ponad czasem? Jak w obliczu tak różnych typów egzystencji można mówić o ciągłości istnienia tej samej jednostki, czy próbujecie to sobie jakoś tłumaczyć? No i w końcu po co jest ten cały etap przejściowy w postaci niedoskonałego świata pełnego cierpienia i innych negatywnych zjawisk, skoro nie wydaje się to konieczne do zbawienia? Mam na myśli na przykład sytuację, gdy umiera niemowlę i jak rozumiem nikt tutaj chyba nie postuluje, że taka jednostka mogłaby skończyć w miejscu/stanie określanym jako piekło.
Wiem że jest tego dużo i pewnie powtarzam sporo pytań poruszonych w tym wątku, dlatego nie liczę na odpowiedzi na wszystkie i jednocześnie mam świadomość że nikt z was "tam" nie był więc pytam tylko o jakieś intuicje, jeśli takowe posiadacie. Pozdrowienia.

