Roan Shiran napisał(a): Tradycyjnie i powszechnie wyróżnia się dwie wolności - "wolność do" i "wolność od". "Wolność od" jest różnorako pojmowana. Na potrzeby tej rozmowy można ją zacieśnić do wolności od ingerencji innych osób. W tym przypadku NIEKTÓRE ograniczenia "wolności do" PODMIOTU A stanowią "wolność od" PODMIOTU B. Przełożenie tego na A=A-X jest żenujące.
To teraz zadaj sobie 3 pytania:
1. Jeśli wysadzenie w powietrze planety (bo ma się na to ochotę) nie jest wyrazem wolności, to czymże jest? Wyrazem braku wolności?
2. Jeśli każdy z nas będzie miał prawo wysadzić planetę (choć oczywiście tego nie zrobi bo to głupie), to będzie więcej czy mniej wolności, w stosunku do sytuacji gdy nikomu nie będzie wolno tego zrobić?
3. Jeśli każdy z nas będzie miał prawo kupić całą ziemię orną świata i zamienić ją na lasy (choć oczywiście tego nie zrobi bo to głupie), to będzie więcej czy mniej wolności ekonomicznej, w stosunku do sytuacji, gdy nikomu nie będzie wolno tego zrobić?
Jeśli dobrze pamiętam "Cztery eseje o wolności" Berlina, to pokazywał tam historię terminu "wolność do" i jego powstanie wywodził z teologicznego niepokoju wokół kwestii: czy Bóg, każąc przestrzegać swych przykazań, nie odbiera czasem człowiekowi wolności. "Wolność do" była więc tą prawdziwą wolnością, polegającą na wolności do nakładania na siebie ograniczeń, czyli dobrowolnego rezygnowania z "wolności od". Sam Berlin, z tego co pamiętam, nie uznawał "wolności do" za koncept sensowny.
Większość osób, które w przestrzeni publicznej używa terminu "wolność do", używa go w zupełnie innym znaczeniu i ma na myśli wolność do czynienia czegokolwiek, co jest o tyle bez sensu, że byłoby to jedynie lustrzane odbicie "wolności od" zakazu czynienia tego czegoś, więc dodatkowy termin jest absolutnie zbędny. W jakim sensie Ty użyłeś terminu "wolności do", nie wiem, ale mam przeczucie, że nie ma to znaczenia dla naszej dyskusji.
bert04 napisał(a): nie rozumiesz różnicy między ideą a definicją. Przy opisie idei wystarczy jakirś pitu pitu wolność nosa kończy się przy mojej pięści. Przy definicji określa się najpierw jej ramy. Przykładowo, dla każdej liczby pozytywnej 2n > n. Także przy wolności należy najpierw okreslić, czy mówimy o jednostce czy o calej populacji czy może o jej pełnoletniej, samodzielnej i pełnosprawnej części.Jeśli ktokolwiek podejmuje się mierzenia gdzie jest więcej wolności, to musi mieć jakieś narzędzie pomiarowe, a narzędzie takie może powstać jedynie na podstawie jakiejś konkretnej definicji. Gdyby "wolność" była jedynie ideą niemożliwą do zdefiniowania, to nie należy podejmować się mierzenia jej.
bert04 napisał(a): Po drugie, proponuję taki eksperyment myślowy, z pogranicza wolności "ogólnej" i gospodarczej. Czy wolno mi zaciągać dług, biorąc siebie pod zastaw? Koedyś tak to funkcjonowało i wielu niewypłacalnych stawało się niewolnikami. Wolno sprzedać się w niewolę?No to tu mamy problem "wolności do" nakładania na siebie ograniczeń. Bo w takim razie czy wolno mi oddać się w niewolę Bogu i iść do klasztoru? Tak czy inaczej dla moich rozważań ten problem jest istotny jedynie o tyle, o ile wpływa na sposób lub na wynik pomiaru wolności. Czy akceptacja ograniczeń wolności, sprawia że mierzonej wolności staje się więcej wobec sytuacji gdy dokładnie takie same ograniczenia nie są akceptowane? Czy mierząc poziom wolności mierzymy ilość zakazów, czy poziom ich akceptacji? No i jak na wynik pomiaru wpłynie zakaz nakładania na siebie ograniczeń własnej wolności?
bert04 napisał(a): Po trzecie zaś, i to będzie ostatni grosz, defniuję wolność jako wartość powszechną, niezbywalną i równą dla świadomych i samodzielnych istot ludzkich. Definicja "na kolanie", więc pewnie ma jakieś luki, ale raczej zawiera wszystko konieczne.Na bazie takiej definicji nie jestem w stanie zbudować żadnego narzędzia pomiarowego, badającego gdzie jest więcej wolności, a gdzie mniej, więc jest ona dla mnie nieprzydatna (ale może jej nie zrozumiałem).

