lumberjack napisał(a): Żeby mieć porównanie i móc docenić dobro, przyjemność, radość i szczęście. To do mnie trafia, bo rzeczywiście nie doświadczając niektórych rzeczy nie docenilibyśmy innych.W tym momencie apologeta chrześcijański powie coś w rodzaju: cierpienie uszlachetnia, bez zła nie byłoby bohaterów, cierpienie nadaje sens życiu, itd, itp. Ale czy rzeczywiście potrzeba nam tak bardzo samych aktów bohaterstwa? Chyba wszyscy byliby zadowoleni, gdyby nie było raka i chorzy nie musieliby wykazywać się heroizmem w walce z nim. Ile potrzeba zła by wykazać się dobrem wobec innych? Wydaje się że takie rzeczy jak holokaust, nieuleczalne choroby dziecięce o których wspomniałeś czy nawet kataklizmy naturalne są całkowicie zbędne w tym równaniu. Można by równie dobrze czynić dobro, gdyby Bóg zatrzymał nazistów przed zagazowaniem milionów Żydów czy zabiciem milionów Polaków i innych narodowości. Wniosek z tego taki, że albo chrześcijański Bóg jest skurwysynem albo go nie ma. Chyba, że kogoś zadowala odpowiedź w stylu: niezbadane są wyroki boskie
Tylko zajebiście niesprawiedliwa jest dystrybucja zła i cierpienia - jaki jest sens tego, że jednoroczny dziecioczek choruje na raka, cierpi i umiera? Jaką naukę ma mu dać takie życie? To jest czyste skurwysyństwo, że się takie rzeczy dzieją. Chce mi się wyć z wściekłości, że ten świat potrafi działać w taki sposób.

