znaLezczyni napisał(a): A ja inaczej to widzę. Do takiego języka wystarczą dwie osoby.No to się nie zgadzamy.
znaLezczyni napisał(a): Jeśli źle to oceniłam, napisz, proszę, gdzie się pomyliłam - jajca najlepiej zostawić do działu humor.A co tu jest do interpretacji? Niewielkie grupy nie utworzą społeczności imigranckie. Nie ma warunków do powstania takich żargonów, gdy dominującą formą użycia rodzimego języka jest rozmowa z rodziną na Skype. Obracałem się właśnie w środowiskach o niewielkim nasyceniu Polakami, i tam tak właśnie jest. Trochę angielskich słów, głównie rzeczowników, się łapie w pracy na zasadzie żargonu zawodowego i tyle.
znaLezczyni napisał(a): Pewnie w dużych miastach może być inaczej, ale u mnie jest silny trend do ustabilizowania życia i przejścia z trybu studenckiego na stały.Tryb stały zaczyna mieć sens, gdy masz rodzinę/związek, albo przynajmniej stabilną posadę z pensją ocierającą się o klasę średnią. Jeśli nie, to jest to po prostu nieodpowiedzialne rozdupcanie kasy na pierdoły. Pokój jesteś w stanie znaleźć w granicach czterech stówek. Mieszkanie to na bidę dwa razy tyle. Jak jesteś zwykła klasa robotnicza na pełen etat to chałupa zeżre pół pensji. No może na jakichś Hebrydach zewnętrznych jest taniej.
Sofeicz napisał(a): Ogólnie zauważyłem, że im kto bardziej durny i durna jego naturalna polszczyzna, tym szybciej nasiąka tymi skipami i jardami.Logiczne. Jak ktoś w Polsce śmieci wypieprzał do lasu albo wpieprzał do pieca, a tu musi segregować i w wybrane dni wystawiać do odbioru to przez jakieś dysonanse poznawcze może potrzebować nowej terminologii, bo to przecież coś zupełnie innego
I stąd mamy te garbycie u jakiejś części polonii w UK, wzięte zresztą z amerykańskich filmów, bo jak słusznie zauważyła Znalezczyni, Brytole garbage nie znają.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.


