ZaKotem napisał(a): W taki sam sposób, choćbyś wchodząc do wehikułu czasu był zdecydowany kropnąć pradziadka, w twoim mózgu jest wdrukowana instrukcja "nie zabijaj pradziadka" i w ostatnim momencie coś wymyślisz, żeby uzasadnić tę zmianę decyzji. A co tę instrukcja wdrukowało? Oczywiście przeszłość, w której nie zabijasz pradziadka
No dobra. Ale znowu – w sytuacji tej najbardziej minimalistycznej, którą przedstawiłem: nie zależy mi w żaden sposób na tym, żeby moneta leżała tak lub inaczej. Moim jedynym celem jest przetestowanie, jak działa podróż w czasie. No i teraz co? Cofam się i nagle ogarnia mnie przerażenie, że jak obrócę monetę, to zniszczę Wszechświat. No dobra. Ale co? Każdy badacz tak samo nagle się przerazi?
Właśnie dokończyłem oglądanie Dark
Spoiler!
No i spaprali, moim zdaniem zakończenie. Bo serial próbuje pokazać wszystkie trzy modele.
Na początku wydaje się, że działa model deterministyczny. I działa trop ironii tragicznej, gdzie bohater cofa się w czasie, aby powstrzymać czyjąś śmierć (zarówno Jonas, jak i Claudia próbują powstrzymać śmierć swoich ojców), ale ją powoduje. Raz trop jest zagrany z dwiema warstwami ironii (scena, gdy Jonas zawraca, bo widząc, że Marta nabywa ranę którą będzie miała w przyszłości myśli, że znowu powtarza się sytuacja, w które spowoduje to czemu chciał zapobiec).
W trzecim sezonie wprowadzony zostaje element multiświata. Nawet pokazane jest, które wydarzenie jest „rozgałęziającym”. Jednocześnie przez cały serial sugerowane jest, że to nie jest, że jakieś „rozwiązanie węzła” istnieje. No i ostatecznie okazuje się, że to nie jest tak, że wszystko jest zdeterminowane. Chodzi o to, że bohaterowie muszą wykonać potężny akt silnej woli, żeby zrezygnować ze swoich pragnień. Wtedy rozwiążą supeł. I to jeszcze kupuję.
No i teraz w ostatnim odcinku przychodzi Claudia i mówi, gdzie jest początek supła. Śmierć rodziny Tannhausa. Raz tylko wspomniana, więc naprawdę mam wrażenie, że zostało to dopisane przez twórców gdzieś w czasie pisania trzeciego sezonu, a wcześniej kluczem miał być syn Jonasa i Marty. Więc pierwszy zgrzyt – Deus ex Machina. No i potem mamy poświęcenie Jonasa i Marty, uratowanie rodziny Tannhausa i… model naiwny ze wszystkimi tandetnymi konsekwencjami – bohaterowie dostają arbitralnie tyle czasu, aby powiedzieć sobie różne wzruszające rzeczy, po czym rozpływają się w powietrzu. Marek żyje, ale czemu żyje, skoro Jonasa i Marty nigdy nie było i nie mogli go powstrzymać?
Czy naprawdę, gdyby kazano Jonasowie i Marcie dalej żyć w którymś z postapokaliptycznych światów ze świadomością, że rozwiązali supeł i „właściwa” historia się potoczyła to byłoby to gorsze zakończenie? Szkoda, bo serial fajnie się zaczął.