E.T. napisał(a): I dalej ta sama śpiewka: seks, seks, seks. Tylko, że seks homoseksualistom trudno odebrać, bo trzeba by go penalizować i ścigać, a to są koszty i w naszych warunkach społecznych (demokracja i kapitalizm) zysk żaden. Geje więc sobie spokojnie w domach seks uprawiają i bynajmniej nie chcą się z tym obnosić, ale chcą by akceptowano w przestrzeni publicznej ich obecność jako par na równi z parami hetero, trzymającymi się za ręce, całującymi w usta na powitanie i mówiącymi wprost, że żyją ze sobą i są parą.Ale czemu Ty masz z tym seksem taki problem? Nie jesteśmy Habsburgami, czy innym monarchicznym rodem i nie wiem dlaczego miałbym całkowicie sferę seksualną oddzielać od instytucji jaką jest małżeństwo.
Stąd uważam, że uzasadnionym było z mojej strony uogólnienie także tej sfery w ramach określenia "szeroko ujęta sfera seksualna".
Nie wiem czy wiesz, ale w prawie cywilnym, w sprawach rozwodowych figuruje nawet taki termin jak "zupełny i trwały rozkład pożycia" i obecność lub nie tego pożycia może mieć pewne konsekwencje prawne.
W wewnętrznym prawie KrK (a KrK jest bliski grupom konserwatywnym o europejskim rodowodzie) ten akcent jest jeszcze mocniej położony, więc doprawdy twoje zdziwienie wygląda nieco śmiesznie, a jednocześnie dość romantycznie.
Cytat:Z tych samych, ekonomicznych względów wielożeństwo się u nas nie rozwinęło, bo oznacza lokowanie zasobów w zdobywanie partnerów (dlatego klasyczne małżeństwo i stałość związku to wartość, bo rozwiązłość również sprzyja marnowaniu zasobów), co ogranicza produktywność. To jest związane również z prawami kobiet, które mają swoje ekonomiczne podłoże i wielożeństwo raczej wynika z pozycji mężczyzn w danym społeczeństwie i z małej troski o ludzki dobrostan (w istocie o kapitał ludzki). W naszych warunkach również ta troska ogranicza możliwość legalizacji wielożeństwa. W naszych warunkach wierność partnerowi i troska o jego dobro ma się znacznie lepiej, niż w tradycyjnych społeczeństwach "sprzed rewolucji seksualnej", dlatego sankcjonująca raczej nierówność małżonków ze strukturą dominacji i poddaństwa instytucja wielożeństwa nie ma szans się rozwinąć.Twoje przekonanie o przyszłości związków poligamicznych jest całkiem optymistyczną wizją, ale jednocześnie uargumentowaną w sposób wybitnie nie pasujący do współczesnych realiów.
W dzisiejszych czasach argumentacja oparta na jakieś produktywności i zasobach sprowadza ludzi do roli społecznych maszynek, produkujących ku chwale cywilizacji.
A przecież rzekomo ruchy lewicowo-liberalne, przynajmniej w tej materii patrzą na ludzi przez pryzmat jednostki i jej pragnień i stąd ten ruch również znajduje już swoje miejsce w ramach społeczności LGBT...
Twoje zdanie na temat takich małżeństw nie musi być przecież reprezentatywne dla tzw. ruchów progresywnych:
https://natemat.pl/29319,poligamia-w-pol...-malzenstw
Oczywiście w ramach ruchów lewicowych istnieje również silnie feministyczny odłam purytański (który kupiłby te teksty o dominacji i poddaństwie), ale jest obecny przede wszystkim w Skandynawii.
Cytat:I pytanie: czy to nie konserwatyści usankcjonowali małżeństwa jednopłciowe w UK?Z tego co wiem tak, a u nas lewica za swoich rządów nie zrobiła dla LGBT (od strony postulatów prawnych) zupełnie nic, i co w związku z tym?
Może po prostu nie warto tak mocno zwracać uwagę na tytularność, tylko na faktyczne działania.
"Łatwo jest mówić o Polsce trudniej dla niej pracować jeszcze trudniej umierać a najtrudniej cierpieć"
NN
NN
