ZaKotem napisał(a): To część ogólnoświatowego trendu - konserwatyzm przestaje być ideologią Bogatych i Wpływowych, ci bowiem coraz częściej uzależniają swoje Bogactwo i Wpływy od własnych zdolności, a nie od zgromadzonego przez pokolenia kapitału, także kulturowego. Bogaci i Wpływowi raczej przyjmują jako ideologię progresywizm, bo to podkreśla ich - prawdziwą lub udawaną - wyższość intelektualną i moralną. Z konieczności więc Wyklęty Lud Ziemi, czyli wszelkie lumpenproletariaty, przyjmuje ideologię przeciwną, a więc nawet nie konserwatyzm, ale reakcjonizm - łopanie, dawniej to lepi było, gdy nie rządzili Żyelgiebety i inne czarnuchy.
Nie powiedziałbym, że tu chodzi o jakieś podkreślanie. Raczej o to, żeby dobrze się pracowało w grupie w organizacji, która jest często międzynarodowa i kompetencje tej organizacji też najczęściej takie właśnie są. W większości korporacji unika się ciężkich tematów jak religia czy polityka i stara się tak zorganizować pracę aby członkowie organizacji, mający ciągle ze sobą gadać i klikać mogli czuć się komfortowo. Brązowy Hindus ma się dogadać z białym Nordykiem na takim matowym poziomie rozmowy aby zrealizować zadanie i powstrzymać(!) ewentualne destrukcyjne dla pracy konflikty. Także dostęp do kompetencji często jest ograniczony i nie można wybrzydzać, że murzyn czy lesba. Progresywizm jest więc niejako docelowym modelem w takich globalnych organizacjach, których zarządy są obsadzone przez Bogatych i Wpływowych.
Ta globalna kultura jednak ciągle się tak naprawdę rodzi, pierwszą reakcją na tak dużą różnorodność była przesadna dbałość o to aby nikt się nie obraził aby dusić konflikty w zarodku. Z czasem ta sytuacja się znormalizuje, rozwiązania, które idą za bardzo na wyrost zostaną zarzucone jako zbyt kosztowne.
Niemniej jednak to na dole, to nie jest żaden konserwatyzm, tylko lokalizm. I gdy obecnie mamy jeszcze czas tej wojny cywilizacyjnej 'lokalizm vs globalizm', tak sądzę, że ów lokalizm jest skazany na przegraną. Jest on domeną prowincji, wsi, małych miast, miejsc oddalonych od wielkich metropolii, pracy na pół gwizdka albo ciężkiej pracy fizycznej i ludzi, którzy tam (jeszcze) zostali. Szala demograficzna jednak siłą rzeczy przechyla się na niekorzyść tych środowisk. Postępuje migracja do dużych ośrodków miejskich lub w ich najbliższe okolice. Wraz z migracją zmieniają się rzeczywistość, warunki życia i oczekiwania tych ludzi i preferencje wyborcze. Najczęściej przestają być tymi lokalsami, którymi byli w swoim miasteczku na wypizdowie. Przez następne dekady proces przechylania się tej szali demograficznej będzie postępować. Żadna pandemia i praca zdalna do której dostęp na full mają nieliczni tego nie zmieni. Dlatego wygra globalizm, progresywizm który jednak znormalnieje po szoku multikulturowym a lokalizm skarłowacieje i straci na znaczeniu, konflikty drugiej połowie XXI wieku będą się odbywać już na innej płaszczyźnie.
There is a crack in everything. That’s how the light gets in.

