Świat zachłystuje się walką MCU i DCU. Zza krzaka wyskakuje, któryś z Avengersów poganiany lassem Wonder Women, albo podpiekany laserowym wzrokiem Człowieka ze Stali. U nas sezonowym objawieniem są Bogowie w kitlach i Człowiek z Nadziei, zaś najsławniejszy bohater popkulturowy to wyrosły na niemieckich baśniach antybohater - mruk, dziwkarz i zabójca. W dodatku pochodzący z książki na podstawie gry... I tutaj mnie jedno zastanawia. Etos superbohaterski amerykańskiej popkultury jest łatwo duplikowalny, taki nawet multikulturowy. Azjatyckie produkcje tego dowodem, ba, nawet amerykańskie, ale sięgające do akulturacji. Dlaczego zatem na grunt nasz, polski, narodowy przeszczepy takowe są nieudane? Dlaczego granic Polski nie broni szlachetny kosmita z Kryptonu albo chociaż z Oriona? Przekopu Mierzei Wiślanej nie dokonuje Kapitan Polska - wynik udanego wojskowego eksperymentu Banacha, Mrozowskiego i Rottblata? Czemu nad spokojem Sosnowca nie czuwa Człowiek Lotopałanka a Radomian nie broni Człowiek Stonoga? Polska kultura odrzuca zamorskie przeszczepy a przecież format się sprzedaje. Nie żeby prób stworzenia takich postaci nie było. Tylko, że zawsze są to nisze a same postacie nie istnieją w polskiej świadomości popkulturowej. Co więcej jak już coś się przebija to jest to sylwetka antybohaterska. Alkoholików, dziwkarzy, postaci, które nawet jak czynią dobro, to niekoniecznie z pobudek czysto moralnych.
Zawsze Bohun
Polski narodowy typ kolesia do ratowania świata to albo realny bohater narodowy Szlachetny i Mądry, co kulom się nie kłaniał i parł do przodu jak lokomotywa, czasem tylko z dłuższym rozbiegiem. Albo Bohun z Rivii. Z dupy wzięta postać Badassa, który chla, napierdala co popadnie, czasem zdradza, bywa, że bimber pędzi. I go los zmusza do poparcia Słusznej Sprawy. Co więcej zawsze jest to postać zmyślona. Jakbyśmy nie mieli Diabłów Łańcuckich pod dostatkiem. Jest realizm bohaterstwa i nierealizm skurwysyństwa. I najciekawsze w tym jest, że to hermetyczne i ciężko eksportowalne. Geralta za granicą nie rozumieją. Jakuba Wędrowycza poznają jedynie w demoludach, bo przełożenie Zachodowi sylwetki bmbrownika-egzorcysty jest tak introkulturowe, że nie da się tego ogarnąć bez dobrej analogii.
Pytanie brzmi dlaczego tak się dzieje? Co stoi za tym, że kultura polska nie może urodzić nikogo na miarę Supermana albo IronMana? Co takiego jest w Polakach, że co prawda są na bieżąco ze światowym mainstreamem, ale nie są w stanie weń włożyć niczego co by ten mainstream tworzyło. Warto tutaj zauważyć, że superbohaterowie amerykańscy są bliscy sylwetkom przeciętnych Amerykanów. Czasy ich działania to nie jakiś Neveralnd Time, ale współczesność, albo czasy pokrewno-alternatywne - moc z nich żyje w miastach i zaczyna życie jako Typowy Kowalski. I w jakiś sposób to amerykańskość zaczyna zamieniać szaraków w Herosów. Czy to technologia czy zbiegi okoliczności skupiające się w Ameryce, czy też w końcu możliwości jakie daje American Dream. I są to konteksty powszechnie rozumiane. Dlaczego zatem wśród tych kontekstów nie mogłyby się znaleźć jakieś polskie nuty? Co sprawia, że polska kultura jest hermetyczna a amerykańska nie? I dlaczego u licha w tym hermetyzmie nie ma miejsca na bohaterów postmitycznych, bohaterów o sylwetkach archetypicznych i ikonicznych?
Zawsze Bohun
Polski narodowy typ kolesia do ratowania świata to albo realny bohater narodowy Szlachetny i Mądry, co kulom się nie kłaniał i parł do przodu jak lokomotywa, czasem tylko z dłuższym rozbiegiem. Albo Bohun z Rivii. Z dupy wzięta postać Badassa, który chla, napierdala co popadnie, czasem zdradza, bywa, że bimber pędzi. I go los zmusza do poparcia Słusznej Sprawy. Co więcej zawsze jest to postać zmyślona. Jakbyśmy nie mieli Diabłów Łańcuckich pod dostatkiem. Jest realizm bohaterstwa i nierealizm skurwysyństwa. I najciekawsze w tym jest, że to hermetyczne i ciężko eksportowalne. Geralta za granicą nie rozumieją. Jakuba Wędrowycza poznają jedynie w demoludach, bo przełożenie Zachodowi sylwetki bmbrownika-egzorcysty jest tak introkulturowe, że nie da się tego ogarnąć bez dobrej analogii.
Pytanie brzmi dlaczego tak się dzieje? Co stoi za tym, że kultura polska nie może urodzić nikogo na miarę Supermana albo IronMana? Co takiego jest w Polakach, że co prawda są na bieżąco ze światowym mainstreamem, ale nie są w stanie weń włożyć niczego co by ten mainstream tworzyło. Warto tutaj zauważyć, że superbohaterowie amerykańscy są bliscy sylwetkom przeciętnych Amerykanów. Czasy ich działania to nie jakiś Neveralnd Time, ale współczesność, albo czasy pokrewno-alternatywne - moc z nich żyje w miastach i zaczyna życie jako Typowy Kowalski. I w jakiś sposób to amerykańskość zaczyna zamieniać szaraków w Herosów. Czy to technologia czy zbiegi okoliczności skupiające się w Ameryce, czy też w końcu możliwości jakie daje American Dream. I są to konteksty powszechnie rozumiane. Dlaczego zatem wśród tych kontekstów nie mogłyby się znaleźć jakieś polskie nuty? Co sprawia, że polska kultura jest hermetyczna a amerykańska nie? I dlaczego u licha w tym hermetyzmie nie ma miejsca na bohaterów postmitycznych, bohaterów o sylwetkach archetypicznych i ikonicznych?
Sebastian Flak

