https://www.dwutygodnik.com/artykul/1076...-boga.html
Artykuł, któremu po drodze z tematem. Pokazuje plan amerykański z szerszej perspektywy:
Artykuł, któremu po drodze z tematem. Pokazuje plan amerykański z szerszej perspektywy:
Cytat:To, że komiks nie musi być głupawą opowieścią o superbohaterach wydaje się łatwiejsze do zaakceptowania od faktu, że opowieść o superbohaterach wcale głupawa być nie musi. Zachwyty towarzyszące filmowej premierze „Mrocznego Rycerza”, czy ledwie przyzwoitej serii „X-men” zdradzają, że w Polsce myślenie o superhero comics – na Zachodzie ciągle najpopularniejszym gatunku komiksowej fantastyki – jest dużo mocniej uwięzione w stereotypach, niż sam pogardzany gatunek. Filmowy Batman Christophera Nolana rzeczywiście budzi szacunek, ale nie reprezentuje jakiejś nowej myślowej jakości w świetle o 20 lat młodszych komiksów – „Powrotu Mrocznego Rycerza” Franka Millera, czy „Zabójczego żartu” Alana Moore’a. Wchodząca na ekrany ekranizacja komiksu Marka Millara „Kick-Ass”, opowieść o fanie komiksów, który postanawia zostać superherosem przy użyciu stroju pływackiego, dwóch gumowych pałek i stu pompek dziennie, to szansa na przynajmniej chwilowe wybudzenie z tego letargu.
Kick-Ass
Dopóki wyniki finansowe pozostają twardym dowodem na to, że obcując z fikcyjnymi superherosami, obcujemy z realnymi ludzkimi potrzebami, klasyczni bohaterowie w trykotach nie potrzebują apologii. Jednak przez ostatnie trzy dekady komiks superbohaterski przeszedł bardzo ciekawą rewolucję, dokładnie demolując mit i formułę, którymi karmił się od początku istnienia. Żeby mogła zaistnieć mainstreamowa seria na tak wysokim poziomie, jak „X-men Astonishing” (w Polsce wydana przez Mucha Comics), musieli pojawić się też tacy odszczepieńcy, jak Kick-Ass. Dave Lizewski nie ma supermocy, a jedynie nastoletni zamęt w głowie, który podpowiada mu, by zrealizować wyniesioną z komiksów fantazję; ubrać ekstrawagancki kostium, natłuc lujów, zostać bohaterem. Ma jednak pecha: nie jest bohaterem klasycznego komiksu superbohaterskiego, wiec zderzenie z rzeczywistością będzie dla niego wyjątkowo bolesne.
Moc i skaza
Siłą superbohatera są jego słabości – to wiadomo, od kiedy latające ideały w rodzaju Supermana musiały ustąpić żywotniejszym słabeuszom. Iron Man jest w cywilu alkoholikiem, Daredevil – ślepcem. Spider-Man, zanim ukąsił go napromieniowany w laboratorium pająk, był szkolnym mięczakiem, zakompleksionym nastolatkiem, słowem – statystycznym czytelnikiem swoich przygód. Po przemianie ciągle był zaplątany w banał i kiedy nie ratował świata, martwił się o kasę na czynsz i zmagał z kompleksem wobec lepiej zarabiającej dziewczyny. Nigdy też nie traktował się ze śmiertelną powagą. W latach siedemdziesiątych spotkał na swojej drodze faceta z wielkim znakiem trupiej czaszki na klacie. Z początku ciężko było ustalić, czy Punisher jest kolegą po fachu, czy przestępcą, bo zabijanie jako technika rozwiązywania problemów (zwłaszcza w serii adresowanej wówczas dla dzieci) budziło poważne wątpliwości. Mściciel uwodził nie tylko prostą retoryką (Millar o fenomenie Punishera: „każdy ma w sobie takiego małego faszystę”), ale też brakiem nadludzkich mocy. To zwykły, wysportowany facet, sfrustrowany bezsilnością policji, a mimo tego – pełnoprawny superbohater. Przyszłość komiksu należała do postaci ze skazą, umorusanych w dwuznacznościach moralnych, niepanujących nad mocą i wściekłością.
Sebastian Flak

