Problem polega na tym, że szkołę mamy bismarckowską, czyli japońską. Otóż o ile Japończyk mores ma we krwi i senseja słucha pokornie, to dzieci polskich warchołów chyba należałoby uczyć innym systemem i odmienną metodą. I to nie tylko historii; nie od wczoraj mówi się, że szkoła polska jest rzeźnią talentów matematycznych. Biorąc pod uwagę, że najwyższe stężenie noblistów per capita występuje w Izraelu, może by wartało sięgnąć po wzorce talmudyczne?
zefciu napisał(a):Ja sobie będę siedział w Mieście Stołecznym Poznaniu i robił korpokulturę. I ta korpokultura niech sobie cieknie na wygwizdów. To umiem robić. Tego, o czym Ty mówisz – nie umiem. Jak mnie nauczysz, to rozważę.Ja, niestety, umiem tylko pisać cyrylicą na Majdan, co i tak bywa skuteczne wyłącznie pod warunkiem, że akurat nikt na tym Majdanie cholernym nie wie, co robić dalej, a zaprzyjaźniony cwaniak-inostraniec w dość asertywny sposób nakłania do ugody z wrogiem.
Gawain napisał(a):Jak edukować kogoś, kto jest wieloletnio odporny na literki a przy głosowaniu oddaje głos na spis treści? W dupie mam syzyfizm stosowany. Co ja jestem sado-maso?Lepiej być sadystą niż stopiarzem. Miałem święta dosyć ciężkie psychicznie i kryzys zaufania do Polaków jako takich, bez względu na rodowody i przynależność klasową. Gdybym miał ugruntowaną reputację w jakimś fachu, to już dzisiaj szukałbym domu i zajęcia za granicą, i to tak na stałe. Zresztą, jak mi się uda wypracować parę rzeczy, to wyemigruję i tak - chyba na przyszły rok - bo zwyczajnie mam dosyć chamówy w moim własnym mieście, na dodatek chamówy takiej z branżowymi nagrodami.
