To ja przepraszam. Jaką rasą my jesteśmy? Rasą bladą? Test Lovecrafta - jakiej nacji użyć do wzbudzenia nastroju grozy i beznadziei - jednoznacznie wskazuje Polaków jako członków niższej rasy w rozumieniu anglosaskim.
Mam taką propozycję, skoro rozmawiamy o rzeczach, na które nie mamy wpływu: żeby Anglosasi rozwiązywali swoje problemy na swoim podwórku i nie eksportowali swoich kompleksów w pakiecie z resztą telepudlanej kultury. My, Polacy, z naszego punktu widzenia możemy nawijać najwyżej o WASP guilt czy WASP responsibility - ściślej, o odpowiedzialności anglosaskich elit władzy i pieniądza. Bo to one robiły kolonialne biznesy, one utrzymywały system w ruchu i one go dalej kontynuują, tylko już nie na widoku. U nas natomiast WASPów nie było, bo nie było dostępu do oceanu światowego; nie wykształciła się więc nigdy powszechna świadomość i akceptacja własnego białactwa, a wobec tego mówienie o white guilt na polskim gruncie jest zwyczajnie bez sensu - chyba że podniesiemy najpierw Polakom white awareness, tzn. że wpoimy im kolonialny rasizm, żeby móc go potem bohatersko zwalczać.
No ale żeby postawić się WASPom, tym bogatym, tej hamerykańskiej szlachcie dolarowej, to już trzeba mieć cojones. Bo można tego nie przeżyć. Wygodniej jest trzebić potomków farmerów małorolnych, których nigdy na niewolnika nie było stać, ale którzy, gdy Bóg rozdawał rozum, to się gremialnie spóźnili na ceremonię. Jest w tym jakaś sprawiedliwość, oprócz zbiorowej? Co konkretnie rozwiązuje używanie jednego rozmytego terminu do redefiniowania innych rozmytych terminów? Jest jakiś sens w pierdololo o mojej rasie, kiedy WASPowie siedzą i się chichrają, że przekierowali słuszny gniew ludu na inny odłam ludu i niech się ludy zderzają? A kto teraz wyrzuci do śmieci kompa i wszystkie smartfony, do końca życia odepnie się od gier i internetów, żeby obniżyć popyt na kobalt, masowo wykopywany w Czarnej Afryce absolutnie bez poszanowania ludzkiej godności i praw człowieka?
Kto tu gardłował przeciw białactwu najbardziej?
Mam taką propozycję, skoro rozmawiamy o rzeczach, na które nie mamy wpływu: żeby Anglosasi rozwiązywali swoje problemy na swoim podwórku i nie eksportowali swoich kompleksów w pakiecie z resztą telepudlanej kultury. My, Polacy, z naszego punktu widzenia możemy nawijać najwyżej o WASP guilt czy WASP responsibility - ściślej, o odpowiedzialności anglosaskich elit władzy i pieniądza. Bo to one robiły kolonialne biznesy, one utrzymywały system w ruchu i one go dalej kontynuują, tylko już nie na widoku. U nas natomiast WASPów nie było, bo nie było dostępu do oceanu światowego; nie wykształciła się więc nigdy powszechna świadomość i akceptacja własnego białactwa, a wobec tego mówienie o white guilt na polskim gruncie jest zwyczajnie bez sensu - chyba że podniesiemy najpierw Polakom white awareness, tzn. że wpoimy im kolonialny rasizm, żeby móc go potem bohatersko zwalczać.
No ale żeby postawić się WASPom, tym bogatym, tej hamerykańskiej szlachcie dolarowej, to już trzeba mieć cojones. Bo można tego nie przeżyć. Wygodniej jest trzebić potomków farmerów małorolnych, których nigdy na niewolnika nie było stać, ale którzy, gdy Bóg rozdawał rozum, to się gremialnie spóźnili na ceremonię. Jest w tym jakaś sprawiedliwość, oprócz zbiorowej? Co konkretnie rozwiązuje używanie jednego rozmytego terminu do redefiniowania innych rozmytych terminów? Jest jakiś sens w pierdololo o mojej rasie, kiedy WASPowie siedzą i się chichrają, że przekierowali słuszny gniew ludu na inny odłam ludu i niech się ludy zderzają? A kto teraz wyrzuci do śmieci kompa i wszystkie smartfony, do końca życia odepnie się od gier i internetów, żeby obniżyć popyt na kobalt, masowo wykopywany w Czarnej Afryce absolutnie bez poszanowania ludzkiej godności i praw człowieka?
Kto tu gardłował przeciw białactwu najbardziej?
