Tak Lumber, Twoje poczucie sprawiedliwości i "dobra dusza" podpowiadają Ci, że tak nie powinno być. Dla mnie jesteś prawdziwym idealistą. Zmieńmy jednak na chwilkę kategorię.
Patrząc przez zaprezentowany przez Ciebie pryzmat, wspomniane "ciamajdy" nie powinny również cierpieć za swój charakter, który powoduje, że w szkole ładne dziewczyny wybierają chłopców albo bardziej przystojnych, albo bardziej przebojowych. Przecież to też nie jest zazwyczaj ich winą, że mają niewyjściowy fizys, który nierzadko determinuje kolejne, pogłębiające się zaburzenia. I można by założyć, że oni również powinni dostać adekwatną do ich starań "zapłatę". No bo niektórzy z nich starają się bardzo, temu chyba nie zaprzeczymy.
Czy w związku z tym sam fakt startu z takiego, a nie innego pułapu, połączony z mentalną blokadą i pewnymi oczekiwaniami powinny stanowić podstawę ku temu, by im się należało to, co z ich perspektywy im się należy? Pewnie większość odpowie, że nie. Że trzeba liczyć siły na zamiary i "znać swoje miejsce w szeregu". Wiem, że to brutalne, ale taka jest konstrukcja świata. Skoro zakładamy, że pracę ostatecznie wycenia rynek, to wychodzi, że ta praca jest - niestety - tyle warta. I że nierzadko coś, co wydaje się nam niewarte swej ceny, tyle jednak kosztuje. Zauważ, że w historii świata homo sapiens ciężka praca nigdy nie była wysoko opłacana. Tyle systemów społecznych i politycznych, w każdym zakątku naszego globu, myliłoby się w tym zakresie?
Żeby było jasne - konstrukt ten wcale nie jest tożsamy z tym, że w naszym kraju żyje pełno skurwysynów, którzy ludzi - najzwyczajniej w świecie - wykorzystują. Kiedy robisz coś, co jest warte X, a Twój januszex goli Cię na Y, to walić w takiego arsenałem wszelkich możliwych (ale i zgodnych z prawem) środków.
Nawiązując jeszcze do przykładu z chłopcami i dziewczętami - jakiś ułamek z tej sfrustrowanej grupy postanawia coś z tym zrobić. Część po prostu godzi się ze swym losem i egzystuje z dnia na dzień, jak ten pan od płytek. Część zaczyna nam sobą pracować, starając się wycisnąć własne maksimum, co w jakiś sposób przełoży się na większe szanse u potencjalnego partnera - jak pan z przykładu Sofeicza. Ale jest jeszcze trzecia część, która ani się nie godzi ze swoim losem, ani nie zamierza nic w sobie zmieniać. Tam frustracja przegrzewa się niczym reaktor w Czernobylu i finał tego bywa nie raz tragiczny. I obawiam się, że obecna, populistyczna atmosfera, dodaje odpowiednikowi tej grupy w świecie gospodarczym wysokooktanowego paliwa.
Patrząc przez zaprezentowany przez Ciebie pryzmat, wspomniane "ciamajdy" nie powinny również cierpieć za swój charakter, który powoduje, że w szkole ładne dziewczyny wybierają chłopców albo bardziej przystojnych, albo bardziej przebojowych. Przecież to też nie jest zazwyczaj ich winą, że mają niewyjściowy fizys, który nierzadko determinuje kolejne, pogłębiające się zaburzenia. I można by założyć, że oni również powinni dostać adekwatną do ich starań "zapłatę". No bo niektórzy z nich starają się bardzo, temu chyba nie zaprzeczymy.
Czy w związku z tym sam fakt startu z takiego, a nie innego pułapu, połączony z mentalną blokadą i pewnymi oczekiwaniami powinny stanowić podstawę ku temu, by im się należało to, co z ich perspektywy im się należy? Pewnie większość odpowie, że nie. Że trzeba liczyć siły na zamiary i "znać swoje miejsce w szeregu". Wiem, że to brutalne, ale taka jest konstrukcja świata. Skoro zakładamy, że pracę ostatecznie wycenia rynek, to wychodzi, że ta praca jest - niestety - tyle warta. I że nierzadko coś, co wydaje się nam niewarte swej ceny, tyle jednak kosztuje. Zauważ, że w historii świata homo sapiens ciężka praca nigdy nie była wysoko opłacana. Tyle systemów społecznych i politycznych, w każdym zakątku naszego globu, myliłoby się w tym zakresie?
Żeby było jasne - konstrukt ten wcale nie jest tożsamy z tym, że w naszym kraju żyje pełno skurwysynów, którzy ludzi - najzwyczajniej w świecie - wykorzystują. Kiedy robisz coś, co jest warte X, a Twój januszex goli Cię na Y, to walić w takiego arsenałem wszelkich możliwych (ale i zgodnych z prawem) środków.
Nawiązując jeszcze do przykładu z chłopcami i dziewczętami - jakiś ułamek z tej sfrustrowanej grupy postanawia coś z tym zrobić. Część po prostu godzi się ze swym losem i egzystuje z dnia na dzień, jak ten pan od płytek. Część zaczyna nam sobą pracować, starając się wycisnąć własne maksimum, co w jakiś sposób przełoży się na większe szanse u potencjalnego partnera - jak pan z przykładu Sofeicza. Ale jest jeszcze trzecia część, która ani się nie godzi ze swoim losem, ani nie zamierza nic w sobie zmieniać. Tam frustracja przegrzewa się niczym reaktor w Czernobylu i finał tego bywa nie raz tragiczny. I obawiam się, że obecna, populistyczna atmosfera, dodaje odpowiednikowi tej grupy w świecie gospodarczym wysokooktanowego paliwa.
"Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się administracja".
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.

