Kilka uwag do agit-propu kolegi, zaczerpniętego z polskiej krynicy, bo mnie mdli.
No oszust honornemu na gębę obiecał.
Natomiast wic Monachium polegał na dyskretnym sondowaniu Paryża, czy polskie kierownictwo myśli o militarnym wystąpieniu w obronie Czechosłowacji, skoro swoje zbrojenia opiera na skądinąd uczciwym rachunku, że Niemcy własnym sumptem to do wojny zbiorą się gdzieś tak na wiosnę '42 - chyba że wcześniej zagarną czeski przemysł i uzbrojenie. Polskie kierownictwo nie myślało. Uznano więc na zachód od Renu, że Beck jest już z Hitlerem detalicznie dogadany, ino że pod stołem. Słusznie? Niesłusznie? Bonusu do reputacji na najbliższe lata Polakom to nie zapewniło, szczególnie jak potem wyszło, że w argumentację: szwoleżer bez obroku do Berlina zajedzie, czołg bez benzyny utknie pod Łodzią, panowie oficerowie na serio wierzyli.
A co do Gdańska. Po pierwsze, Gdańsk nie był polski, tylko wolny, po drugie, absolutna większość Gdańszczan to byli wtedy Niemcy krwi, po trzecie, ci Danzigerzy oddani byli nazizmowi sercem i duszą, więc po czwarte, na stole leżała propozycja referendum w mieście. Natomiast za polskimi pretensjami do utrzymania status quo było tyle racji, co dzisiaj za powrotem Krymu do kremlowskiego imperyjum: że jest to punkt dla nas strategicznie istotny, więc jak się komu nie podobają nasze porządki w jego domu, to won za Nogat.
Morał: to były parszywe czasy.
bert04 napisał(a):Tak łatwo się nie wymigasz. Napisałeś, cytuję, "literalnie wszyscy". Koniec cytatu.Zgadza się. I podtrzymuję: literalnie wszyscy uważali Hitlera za takiego Leppera, co się skutecznie ucywilizował, a Ty złapałeś się na zwrot, że było to "przed wrześniem". Otóż Jest kwestią do dyskusji, kiedy zaczęło docierać do ludków to, co od razu zrozumiał np. Mussolini: że Hitler jest to gangster, który całkowicie skompromituje faszystowskie idee, bo wbrew pozorom nie umie ani w politykę, ani w wojnę. Jest też kwestią do dyskusji, czy pułkownik Beck kiedykolwiek uznał kaprala Adolfa aż za gangstera, czy jedynie za tekturowego oszusta, któremu należy udzielić ułańskiej lekcji pokory. Bo wydaje się, że zajęcie Pragi spłynęło po Becku jak po psie; kluczowe było uniemożliwienie zajęcia Bratysławy.
No oszust honornemu na gębę obiecał.
Natomiast wic Monachium polegał na dyskretnym sondowaniu Paryża, czy polskie kierownictwo myśli o militarnym wystąpieniu w obronie Czechosłowacji, skoro swoje zbrojenia opiera na skądinąd uczciwym rachunku, że Niemcy własnym sumptem to do wojny zbiorą się gdzieś tak na wiosnę '42 - chyba że wcześniej zagarną czeski przemysł i uzbrojenie. Polskie kierownictwo nie myślało. Uznano więc na zachód od Renu, że Beck jest już z Hitlerem detalicznie dogadany, ino że pod stołem. Słusznie? Niesłusznie? Bonusu do reputacji na najbliższe lata Polakom to nie zapewniło, szczególnie jak potem wyszło, że w argumentację: szwoleżer bez obroku do Berlina zajedzie, czołg bez benzyny utknie pod Łodzią, panowie oficerowie na serio wierzyli.
A co do Gdańska. Po pierwsze, Gdańsk nie był polski, tylko wolny, po drugie, absolutna większość Gdańszczan to byli wtedy Niemcy krwi, po trzecie, ci Danzigerzy oddani byli nazizmowi sercem i duszą, więc po czwarte, na stole leżała propozycja referendum w mieście. Natomiast za polskimi pretensjami do utrzymania status quo było tyle racji, co dzisiaj za powrotem Krymu do kremlowskiego imperyjum: że jest to punkt dla nas strategicznie istotny, więc jak się komu nie podobają nasze porządki w jego domu, to won za Nogat.
Morał: to były parszywe czasy.
