Właśnie nie byłbym pewny. Ci ludzie zwykle mają dość słabo wykształcone poglądy polityczne. Czyli stosunkowo łatwo powinni się dawać łapać na pińcetplusy, bo pieniądz to jakiś konkret w odróżnieniu od dyskusji o ustroju, gospodarce, czy czym tam. Wcale bym za ich aktywnością wyborczą nie tęsknił, bo ich wybory nie muszą być wybitnie sensowne.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

