Mustafa Mond napisał(a): Pokonywanie swego strachu to też pozytywna zachęta. Po fakcie jest duma z wyczynu.
Ja w sobotę się przełamałem (choć to bardziej dystans związany z obrzydzeniem niż strach przed jakąś krzywdą) i wziąłem na dłoń tropikalnego karaczana. Najpierw przełamała się ma Luba, a wtedy męskie ego zakrzyknęło "basta!". Biedak bał się bardziej od nas...
Mustafa Mond napisał(a): Antyszczepionkowcy nieraz na szczepionki mówią "szczypawki" i faktycznie odczucie fizyczne jest jak przy słabym uszczypnięciu. To już atak komara mnie bardziej boli. A igła jest wręcz śmiesznie wąska
To nie są przypadkiem insulinówki? Ja również ledwo poczułem obydwa zastrzyki. Swoją drogą też nie patrzę jak mi się wbija igłę - lubiłem sobie fiknąć np. przy pobieraniu krwi i teraz zawsze proszę o udostępnienie leżanki

lumberjack napisał(a): To nie zadziała. Nie przekonasz go tak jak ja nie potrafię przekonać mojej ślubnej. Ona też głęboko wierzy, że będzie akurat tą jedną na milion, której coś się przydarzy. Aczkolwiek chyba w łeb bym se palnął jakby rzeczywiście zeszła z tego świata po szczepieniu, do którego by doszło za moją namową.
Nie zazdroszczę sytuacji. Moja Luba też była sceptyczna, ale później się otrząsnęła i zaszczepiła wręcz z dumą. Za to ciągle ma dystans do szczepień przeciwko grypie. Ja się jutro szczepię w pracy po bodajże trzyletniej przerwie. Wtedy, fakt, zaraz po szczepieniu mnie rozłożyło, tylko pytanie ile było w tym winy samej szczepionki, a ile faktu spędzania na dojazdach do pracy trzech godzin dziennie w ciasnym busie, gdzie towarzystwo charczało jak na zakaźnym...
"Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się administracja".
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.

