Ja widzę jeszcze jedną opcję. Cała ta kukizia przygoda z polityką to jest jakiś ego trip, jakaś forma mentalnej masturbacji, mocno podlana alkoholem. Gdyby go interpretować jako kryptopisiora czy naiwnego frajera to to co odwalił do tej pory nie ma za wiele sensu. Zwraca uwagę całkowity brak konsekwencji posunięć, duża płynność programowa i angażowanie się w spawy z dupy. Te sztandarowe JOWy to przecież typowy przykład, postulat, który się Kukizowi przydarzył.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

