zefciu napisał(a): Moje wrażenie z czytania końcówki Trylogii Husyckiej było takie, że AS w pewnym momencie stwierdził „ojapierdolę, tyle wątków otworzyłem, a muszę już kończyć; szybko zamykać zamykać”. Szkoda — w Trylogii Husyckiej widać ogólnie znacznie lepszy warsztat pisarski, niż w Wiedźminie. Ale nieumiejętność kończenia książek to choroba fantastyki.
Nie chcę zdradzać za wiele, gdyż kolega właśnie zaczyna, ale tak jak pierwsze dwa tomy były sprawnie i zgrabnie opowiedziane, tak trzeci tom był zbyt wyraźnie "skonstruowany". Autor chciał jeszcze, żeby bohater był w tym zamku, w tamtym zamku, spotkał się z tym gostkiem i z tamtym, no bo przecież materiał historyczny należało odfajkować. To, w jaki sposób znajdował się w tych wszystkich zamkach, przemilczę lepiej. A "obrazobójczy" epilog... cóż, może kiedyś by mnie bardziej rzuciło na kolana, choć mieściło się w logice całej trylogii. Niemniej to wszystko dało się zjeść, przełknąć i przetrawić. Ale ten jeden motyw, o który my oboje wiemy, co miałem na myśli... ech, normalnie cep husycki się w kieszeni otwiera.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!

