żeniec napisał(a): Błędy, które powinny być katastrofalne w skutkach nie mają konsekwencji. Francesce odwidziało się dotrzymać swojej części umowy z Fringillą po tym, jak urodziła dziecko? Spoko, brak konsekwencji (przynajmniej ze strony Fringilli). Dara rezygnuje jednostronnie ze współpracy z redańskim mistrzem szpiegów i przyznaje się do szpiegowania Francesce? No biggie.O to to. Dla mnie to było strasznie niepoważne i wręcz dziecinne. Rozumiem, że elfom przesunęły się priorytety, ale przecież dalej są uchodźcami w kontrolowanym przez Nilfgaard mieście. Czego Francesca tutaj oczekuje?
Cytat:padają jak redshirty z GoT w walce z dwoma bazyliszkami.To i jeszcze ta, od strony moralnej, kretyńska asymetria między reakcją w przypadku Eskela, a tą w przypadku Ciri.
No i samo uzdrowienie Ciri jest jakieś z dupy. Yennefer przygotowuje jakiś magiczny kamień, pichci jakąś miksturę. Jaskier rzuca tymże kamieniem dramatycznie, a potem nagle wątek jakoś się urywa. Nie wiadomo, co ten kamień i co ta mikstura miały zrobić i czemu nie zadziałały. Nagle się okazuje, że tak naprawdę, to Yennefer ma sobie żyły podciąć i to uratuje Ciri (rozwiązanie, które nijak nie było fabularnie przygotowane).
Cytat:Nilfgaardczyków jak na koniach wyjeżdżają przez bramę miasta -> walka przy dziurze po monolicie, wszystko na przestrzeni kilku sekundA po wyrżnięciu grupy przez głównych bohaterów, ci ostatni mają czas, by sobie w spokoju pogadać. Z Cintry nikt więcej już nie wyjeżdża, bo po co.
Cytat:- Bezsensowne konflikty-zapychacze jak np. z Yeneffer w Aretuzie (miała osobiście ściąć Cahira by udowodnić tym... coś?)Dodatkowo — Yennefer, która wsławiła się w walce z Nilfgaardem musi coś tam udawadniać, bo była jeńcem i może przeszła na stronę wroga. Z kolei Fringilla zdaje się w jednym momencie liczyć na przywrócenie do łask, mimo że aktywnie walczyła po stronie wroga.
kmat napisał(a): Lost poległ właśnie pod ciężarem tych zagadek. Sukces miał charakter wybuchu supernowej - mocny pik popularności, a potem totalny zjazd i rzesza fanów z wielkim wtf na twarzach. Po prawdzie boję się że z Wieśkiem może być podobnie. Jakieś monolity, jakaś nowa koniunkcja - a przecież nikt chyba nie ma złudzeń, że scenarzyści piszą to na kolanie.Mam wrażenie, że to jest taka strategia robienia seriali. Należy nawciskać zagadek, żeby było zagadkowo; należy nawciskać wątków, żeby była epicka skala. Wtedy widz się wciągnie. A planów na rozwiązanie tychże zagadek i konkluzji tych wątków mieć nie trzeba, bo to się przecież napisze w ostatnim sezonie. A że potem rozwiązania zagadek są z dupy? Albo w ogóle się zapomni o jakimś wątku i nie będzie żadnego rozwiązania? Co to szkodzi, jak serial i tak już się skończył. Widzieliśmy to w Lost, widzieliśmy w Battlestar Galactica, widzieliśmy w GoT. I pewnie w Wieśku też zobaczymy — wszystko na to wskazuje.

