Adam M. napisał(a): Dlaczego gardzic, czy nie mozna czuc obojetnosci? Nie pamietam zadnego gardzenia swoimi kolegami ze szkoly sredniej gdy stwierdzilem ze jakos nie moge uwiezyc w katolickiego Boga. A bylo to w klasie 10 i musialem z moimi kolegami katolikami spedzic jeszcze rok. W zaden spsob nie odbilo sie to na owczesnych moich przyjazniach szkolnych, ani wogole zreszta na niczym. A bylem w szkole katolickij stowarzyszenia PAX i religia byla na maturze.
Uogólniłem na poziomie niemal kosmicznym, a uogólnienia na takim poziomie nie zadowalają właściwie nikogo, a niemal (lub na pewno) każdy będzie jakoś ze swojej perspektywy protestował, do tego niezależnie, czy uogólnienie jest prawdą, czy bzdurą. Już tu chyba pisałem, że skłaniam się ku uznawaniu prawdziwości reguły, że uogólnienie niepodobające się żadne stronie może być najbardziej obiektywne...
Możesz nie do końca podpadać pod definicję "zmieniającego stronę", bo jak sam napisałeś "nie mogłeś uwierzyć", ale to może być moja nadinterpretacja.
Ponieważ dyletancko interesuję się psychologią i z paroma osobami wykształconymi w tej dziedzinie rozmawiałem, to z punktu widzenia psychologii nie istnieje coś takiego jak "obojętność". Dorobiłem do tego własną teorię mówiącą, że "obojętność" występuje tylko i wyłącznie wtedy, gdy nie posiada się żadnej informacji i wiedzy o "obiekcie" co do którego należałoby wyrazić swoje uczucia. Ale każde poinformowanie pytanego co czuje do takiego "obiektu" natychmiast niweczy uczucie obojętności, gdyż pytany próbuje sobie ów obiekt zdefiniować, wyobrazić itp., a robi to przy pomocy wspomnień, a wspomnienia są nieodzownie związane z uczuciami - uczuciami wśród których nie ma miejsca na "obojętność".
Nie czułeś "obojętności", czułeś "inność i różność" - nie czytałem całego wątku, ale chyba nie pisałeś nigdzie, że "zamykasz drzwi" na jakiś kierunek - jakiś powrót, zmianę, cokolwiek z niezliczonej ilości dziedzin wśród których małym ziarenkiem jest relacja ateizm-religia. Osobiście cenię sobie postawę w której mogę przynajmniej dostrzec "otwartość" w sensie "wyobrażania siebie po innej stronie, właściwie dowolnej, łącznie z przeczącą samemu sobie".
Odbieram wiele jasnych sygnałów, że próby "wyobrażania sobie siebie po nieswojej stronie" wyrażane publicznie na piśmie lub w mowie, wywołują nazbyt często w sposób dla mnie dość niezrozumiały reakcje o szeroko negatywnym spektrum, łącznie z trwale nabytym uprzedzeniem i agresją. I tego sobie "nie cenię i cenię" jednocześnie, a przynajmniej staram się "cenić nie ceniąc" nie zamykając przed tymi reakcjami drzwi i nie budując barier - przez co łatwiej mi być "sobą", czyli być wredno-perfidnie-sztucznie niezależnym, łącznie z byciem odbieranym jako debil i idiota, łącznie z przeistaczaniem się z aniołka w rogatego diabła ze wszystkimi stanami pośrednimi itp. Ot tak Rowerex'owa filozofia.



