zefciu napisał(a): Ale ja przecież niczego nie wartościowałem. Ty sobie dośpiewałeś jakieś rozgrzeszanie i pocieszanie, a ja jedynie zwróciłem uwagę na niekompatybilność wzorców zachowań. Owszem — ludzie są zdolni do zła nieporównywalnie większego niż to co zrobił Travis. Tym niemniej, jeśli człowiek zachowa się tak jak Travis, uznamy to nie tylko za złe, ale za skrajnie patologiczne.
Jak tam uważasz... Zatem równie dobrze mogłeś napisać: „możesz pozwolić człowiekowi żyć wśród ludzi, (...), a potem zdziwić się, jak komuś zedrze skórę z twarzy” – bo czy będzie jakaś różnica? Podejrzewam, że legendy o „niewdzięczniku mordującym swojego dobroczyńcę” istniały w każdej kulturze od zarania dziejów ludzkości – i bynajmniej nie dotyczą li tyko skrajnych patologii, bo po co zajmować się mało istotnymi skrajnościami – tylko przeciwnie, dotyczą okresów gdy była to codzienność, a nie skrajność. Gestu pokazania otwartej dłoni nie wymyślił szaman w transie po grzybkach – u źródła jego powstania była to bezcenna informacja: „patrz: teraz nie mam zamiaru posłać Cię do piachu”.
Słowa „tradycja”, „kultura”, „religia” są po pierwsze świetnymi obiektami do drwin z ich „zewnętrznego prymitywizmu” (po co i dlaczego, przecież to głupie, to zabobony, gusła, ciemnota), a po drugie, na gruncie podstawowym to tylko czysto semantyczna zabawa, bo tam nie ma niczego innego niż: zapis i odczyt danych - w znaczeniu: zapis = (bodziec -> towarzyszące mu emocje -> zapis bodźca z emocjami); odczyt i ekspresja = (bodziec-> wyszukanie zbliżonego zapisu bodźca z emocją -> ekspresja emocji) - to że wklepuję na ekran słowo po słowie w danym języku, to wyłącznie ekspresja owych zapisów, czyli skojarzeń bodźców i emocji, wyładowana w postaci klepania nieprzypadkowych, acz głupawych tekstów (ciekawe czy ktoś przeczytał pierwsze litery akapitów moich dwóch idiotycznych postów w pewnym dziale, to tak między wierszami...).
Gdyby zdefiniowane wyżej „zapisy” odpowiednio przeinaczyć, to wyszłaby z nich degrengolada, a w konsekwencji katastrofa dla grupy, czy gatunku. Z drugiej strony, niejacy Spartanie skrzętnie je przeinaczali na rzecz celów określonych i byli w tym bardzo skuteczni (no dobra: ruskie też - no co, wyszło "trendy"?). Zatem wszelkie „grupy i strony” dbają o to, aby ich potomstwo miało „zapisy” korzystne dla grupy, co się potem nazywa szumnie „tradycją”.
Z „tradycją” to jest tak, że wiele jej przejawów pozostaje kultywowanych i przekazywanych nawet mimo zaniknięcia swego czasu powszechnych „ekstremów”, które je zrodziły, zaś dość często te właśnie przejawy są ulubionym celem drwin – z tym że drwina świadczy nie o prymitywizmie kultywujących, tylko o płasko-prymitywnym widzeniu świata przez prześmiewców, którym nie chce się widzieć w tym alegorii i symboli, o głębszej filozofii nie wspominając.
Wróćmy do Travisa – kto go osądził, inne szympansy? Możesz sobie pisać, że dałeś „tylko przykład”, ale to, że padło na „zwierzę” jest symptomatyczne i typowe dla ludzi. I z innej beczki w związku z tym – czy ów szympans miał wolny wybór w sprawie „tradycji i kultury” jaką mu przekazano? I dalej - co to znaczy „przekazywać” tradycję, kulturę, prawa społeczności itp. – bo jakim prawem używa się słowa „przekazywać”, czy nie lepsze jest słowo „wymuszać” lub „narzucać”?
Szympansowi narzucono ludzką kulturę siłą. Dziecku ludzkiemu otoczenie narzuca to samo i też siłą, bo dziecko nie ma wyjścia, wyboru i alternatywy, a zanim nauczy się rozumować szerzej, to narzucone „zapisy” w mózgownicy zostaną do śmierci, a ewentualne świadome przeciwstawianie się im będzie ciągle związane z cierpieniem psychicznym połączonym z nieodpartą chęcią „tłumaczenia się” samemu sobie i otoczeniu, że oto „zmieniłem stronę, bo (...)”. Ludzie odchodzący od religii mówią dość często coś w stylu „rodzice wpoili mi religię siłą” – a co, języka, kultury narodu, gestów na powitanie, tradycji kulinarnych, ubioru, estetyki itp. to nie wpoili siłą? Przecież to „zapisy danych” z tego samego worka o nazwie „tradycja i kultura”, a istniejący teraz podział na „świeckie” i „religijne” kiedyś nie istniał.
Narzucający i wymuszający (rodzice, edukacja powszechna itp.) też właściwe wyjścia nie mają, bo im też coś narzucono za młodu albo teraz narzuca to społeczność... Tylko teraz mnie zastanawia: ile rodzica pozostało w rodzicach? Może słowo „rodzic” należy teraz rozumieć coraz bardziej dosłownie w znaczeniu „urodzić” lub „spłodzić” i tyle (może „spłodzice”, a nie „rodzice”) , wszak kontakt „spłodziców” z potomkami wydaje się być coraz bardziej zmarginalizowany, czasem już od wieku niemowlęcego – co daje pole do popisu innym środowiskom generującym „zapisy” w mózgownicach, zatem też generujących inne kultury i inne tradycje (Uwaga! Spisek! Oczywiście mam na myśli Billa G., masonerię, żydów, kończąc z oczywistych względów na cyklistach - dziennikarzy nie liczę, bo wymarli).


