Rodica napisał(a): Ja tez nie rozumiem tego przymusu rozmnażania się. Po pierwsze, możesz urodzić coś co ci się nie spodoba, ale w rozumieniu prawaków nie istnieje selekcja naturalna czlowieka, wiec nie możesz tego czegoś zabić, tylko musisz się z tym męczyć.
Że co? Jakie "tego czegoś"? Masz na myśli urodzonego człowieka? Postulujesz, że matki powinny móc mordować noworodki, gdy im się np. estetycznie nie spodobają? Powiem tak. Jakbym miał biologiczną matkę, która ma takie poglądy, to już nie miałbym matki. Co to znaczy, że się nie spodoba? Ty mi się nie podobasz i co? Może wszystkie rodziny powinny robić rodicowy dobór naturalny i co 10 lat zabijać członka rodziny, który im się nie podoba? Dobór naturalny... Zróbmy jeszcze igrzyska śmierci na gołe pięści. 10% Polaków, które przeżyje, rozmnoży SWOJE SILNE GENY. Nawet nie dokończę tego, z kim kojarzy mi się to podejście. Pewien Adolf. Ale nie Hitler.
Nie rozumiesz w ogóle, jak działają mechanizmy ewolucyjne w bardzo rozwiniętych społeczeństwach. Gdyby twoje podejście dawało przewagę ewolucyjną, to dziś darwinistyczna rosja powinna już dojść do Portugalii z podbojami.
Jeżeli nie przeprosisz za nazwanie niektórych niemowlaków "tym czymś", to chowam twoje posty. Każdy człowiek, nawet słaby i zdeformowany, jest tak samo ważny i podmiotowy.
I ciul wie, skąd masz taką nienawistną pogardę, ale weź się zreflektuj życiowo.
Mam nadzieję, że coś omyłkowo napisałaś...
EDIT:
A co do rozmnażania, to ja w zasadzie nie widzę moralnej różnicy między uratowaniem życia żyjącemu człowiekowi a powołaniem na świat nowego człowieka. Tyle że zdaje mi się, że najczęściej niższe są koszty ratowania niż powoływania+wychowania (czas, pieniądze, energia itd.), więc staram się skupiać na ratowaniu. A jeżeli w sumie uratowany przeze mnie człowiek potem się rozmnoży, to jego dziecko powstanie wtedy także dzięki mnie (można to nazwać byciem immanentnym ogniwem dla powołania, quasi-rodzicem).
"I sent you lilies now I want back those flowers"

