E.T. napisał(a):bert04 napisał(a): Jeżeli taki bliski przychodzi i odchodzi, to nic. Jeżeli nazajutrz dowiadujesz się, że tej nocy on umarł to cóż, może i tak był chory, wiedziałeś o tym, sen był projekcją. Może być przypadek. Jeżeli natomiast taki ojciec, dziadek czy wujek powiedział coś, czego nie mogłeś wiedzieć i co potwierdzasz później u innych osób to co? Musisz założyć że albo jakimś mega-przypadkiem zasłyszałeś to gdzieś kiedyś i Twoja podświadomość to przechowała. Albo mega-przypadek, babka opowiedziała o pierścionku ale przecież każda kobieta ma pierścionek, zbieg okoliczności że się zgadzało. Albo, no właśnie.
Muszę, bo się uduszę.
A co, jeśli tylko wzruszam ramionami? Co, jeśli stwierdzam, że rzecz nie domaga się żadnych wyjaśnień? W szczególności zaś nie potrzebuję pseudo-wyjaśnień nie mających żadnej użyteczności?
Co, jeśli przypuszczam, że coś może przeoczyłem, o czymś nie wiem, coś ujmuję w niewłaściwych kategoriach? Ale też stwierdzam, że nie mam powodów, aby drążyć? Bo niby po co?
Przypuszczam, że to jest część natury ludzkiej, szukać wyjaśnienia. Standardowa krytyka religii często zaczyna się od jakiegoś pitekantropa, który szukał wyjaśnienia dla błyskawicy i wydumał sobie, że to jakiś bóg. Nie należy jednak zapominać, że ten sam mechanizm stoi za podwalinami nauki, a z czasem jacyś potomkiwie tego pitekantropa doszli do prawdziwej natury błyskawicy. Mogli wzruszać ramionami, ale dzięki temu, że nie wzruszali ramionami mamy teraz piorunochrony i inne przydatne rzeczy. Tak więc odwoływanie się do ignorancji jako jakiejś cnoty, cóż, nie myślałem, że na tym forum spotkam się z takim tokiem argumentacji. Zwłaszcza po tym całym akademickim wysypie argumentacji filozoficznej w równoległym temacie... cóż, niech będzie, że to rozczarowanie tygodnia.
Cytat:bert04 napisał(a): Jeżeli natomiast nie przeżywasz tego sam tylko opowiada Ci o tym inna osoba, możesz po prostu założyć mistyfikację, szukanie sensacji. Ta teza zawsze jest najprostsza.
Może i jest, tego nie wiem. Ale nie stawiam jej. Za to wydaje mi się, że dla ludzi często najtrudniejsze jest powiedzenie "nie wiem"- i to nawet wtedy, gdy ze sformułowanej "teorii" pożytku nie ma żadnego (poza zaspokojeniem potrzeby domknięcia poznawczego, która niektórym w takich przypadkach nie daje spokoju).
bert04 napisał(a): Jak wyżej do kolegi. W powyższej historii problemy małżeńskie berta były tylko tłem. Nie musisz się na tym koncentrować bo nie warto.
Ale ja się na tym nie koncentruję i doskonale zdaje sobie sprawę, że to było tylko tło do opowieści o niesamowitości tej Waszej byłej znajomej.
Raczej nie opowiadałem tego w celu pokazania, jaka to niesamowicie niesamowita osoba niby była. Inaczej podałbym jeszcze pół tuzina innych przykładów. Ale po co?
Cytat:Przypuszczam, że w formułowaniu takich pseudo-wyjaśnień odwołujących się do nadnaturalnego kluczową rolę odgrywają emocje i treści kultury, które bierze się pod uwagę, chociaż nie ma to żadnego uzasadnienia. Być może wielu wnioskuje na zasadzie takiej, jak np.: "o kucze, może faktycznie istnieje życie po śmierci, skoro doświadczyłem takich rzeczy, a o życiu po śmierci gadają takie a takie rzeczy, że będzie kara/nagroda za dobre życie itp."- w istocie jednak to kończące tą przykładową myśl przypomnienie, czyli wymagające dopiero dowodów tezy o pośmiertnych losach zależnych od tego, jak żyjemy, wpływają na ludzką skłonność do przejmowania się pewnymi doświadczeniami (to tylko przykład, a nie teoria na temat wszelkich tez o nadnaturalnych zjawiskach). Emocjonalny ładunek doświadczenia, który wynika z naszych przeszłych doświadczeń jak najbardziej naturalnych, jest w ten sposób intensyfikowany i jednocześnie dostarczane są nam ramy pojęciowe do ujmowania doświadczenia. A silne emocje, w szczególności lęk, wzmagają skłonność do poszukiwania najprostszych wyjaśnień... Ale już to gdzieś pisałem.
A rozumiesz różnicę między szukaniem wyjaśnienia a uzyskaniem potwierdzenia tego wyjaśnienia? Bo wydaje mi się że nie wydaje mi się.
Dla porównania niech będzie przykład bez metafizyki. Przypuśćmy, że w dzieciństwie chorowałeś. Miałeś podejrzenie, że ta pozornie miła sąsiadka faktycznie Ciebie podtruwa, ale nigdy nie mówiłeś tego nikomu. Jeżeli ona po latach przyjdzie do Ciebie z przeprosinami, że potajemnie dosypywała Ci alaxanu do jedzenia, to co, wzruszyłbyś ramionami? Powiedział, że to nie ma żadnej użyteczności, nie da się i tak stwierdzić i tak dalej? Dodał jeszcze wysyp mądrości o emocjonalnych ładunkach i kulturowych treściach?
żeniec napisał(a): Nawet nie chodzi o to, że najprostsza, po prostu nawet nie wiadomo, co z tym zrobić, nawet zakładając, że to wszystko prawda. Takie doniesienia nie są charakterystyczne tylko dla jednego "systemu metafizycznego".
Nigdy nie pisałem czegoś w stylu "A więc to Jezus!!!111!!!". Gdybyś uważniej czytał moje posty, to to wydarzenie używałem jako argumentu na to, że metafizyka w ogóle istnieje. I, że chociaż zdarzało (i zdarza) mi się wątpić w różne elementy religii i wiary, nigdy nie wątpiłem w istnienie metafizyki jako takiej. Dlatego czysty ateizm, bazujący na filozoficznym materializmie, nigdy nie był dla mnie opcją.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!



