bert04 napisał(a): W kontekście wątku wystarczy stwierdzić, że zbiór "nadprzydrodzone", niezależnie od definicji, nie ma części wspólnych ze zbiorem "ateizm", przynajmniej według standardowych definicji tego forum. I konkretnie w rozumieniu, jaki (chyba) przedstawia zefciu. W kontekście wątku wystarcza to do uzasadnienia, dlaczego ateizm, mimo pewnych kuszących elemntów, nigdy nie był dla mnie opcją.Z tą rozłącznością generalnie kłócić się nie zamierzam. O reszcie za chwilę.
bert04 napisał(a): To jest wątek o światopoglądzie. A nie o rozwiązywaniu zadań różniczkowych metodą Leibniza. Zycie tym różni się od matematyki, że składa się ze strefy racjonalnej i emocjonalnej.No bez przesady, prośba o wyjaśnienie o czym właściwie mowa, to jeszcze nie prośba o rozwiązywanie zagadnień matematycznych. Wracając do pytania "za czym?" - chodzi mi o to, że jeden "dowód" na nadprzyrodzone może i nawet być przekonujący, ale dwa na ortogonalne do siebie na różne nadprzyrodzone systemy nie są wcale bardziej przekonujące. Stąd było bardzo praktyczne pytanie, co z takimi doniesieniami zrobić, gdy nie ma się wyraźnej skłonności do faworyzowania jednego z nich i osobiste doświadczenia są z nimi mało koherentne.
bert04 napisał(a): Ludzie wybierają światopoglądy z bezliku powodów i te nieracjonalne wcale nie są mniej warte niż te racjonalne.Głęboko się z tym nie zgadzam. Tzn. nie wiem, jak miałbym wartościować światopoglądy, ale trudno mi sobie wyobrazić kogoś, komu uracjonalnienie światopoglądu mogłoby zaszkodzić (nie mówiąc nawet jeszcze o otoczeniu...).
bert04 napisał(a): Oczywiście w idealnym stanie obie strefy życia współgrają ze sobą, a niektórzy racjonaliści nawet twierdzą, że strefa emocjonalna jest podaspektem racjonalności, że takie rzeczy jak intuicja, sympatia czy odraza to po prostu wyrażanie podświadomych lecz racjonalnych decyzji, których człowiek nie zawsze potrafi wyrazić w formie ścisło naukowej.Podświadome i racjonalne to chyba oksymoron. Mogą być podświadome i korzystne, np. jakiś gut feeling wynikający z doświadczenia, ale korzystne to jeszcze nie racjonalne. Gdzieś tu jeszcze jakieś myślenie musi zajść.
No i nikt nie mówił o formie ściśle naukowej, po prostu jakiś poziom precyzji do skutecznej komunikacji jednak się przydaje, zwłaszcza na forum dyskusyjnym.
bert04 napisał(a): Niezależnie od tego, do której wykładni się skłaniasz, czasem po prostu nie ma potrzeby racjonalizacji wszystkich decyzji. IMHO przynajmniej.Potrzeba też jest ulotna, można jej nie odczuwać, ale może przyjść z zewnątrz, np. gdy ktoś na forum za bardzo męczy
bert04 napisał(a): No dobra, teraz pamiętając o tym zwróć uwagę, czy podobnie nie postępowałeś w tym wątku wymagając definicji ścisłych od rzeczy, które - z definicji - się ścisłym definicjom wymykają.Nawiązujesz do scjentyzmu, czy do ustawiania przeciwników? Bo wydaje mi się, że nie uprawiam ani jednego, ani drugiego. Owszem, ze ścisłej definicji byłbym najbardziej usatysfakcjonowany. Z odpowiedzi, że nie wszystko musi być racjonalne, jestem trochę mniej zadowolony, ale jakoś sobie z tym poradzę
bert04 napisał(a): Wybór światopoglądu to suma doświadczeń ludzkich. Zaprezentowałem jedno doświadczenie z całego wora, tyle że znaczące dla pewnego aspektu mojego światopoglądu. Nie powiem, żebym nie oczekiwał krytyki, wiadomo jak to jest, ale forma tej krytyki była nieco... zaskakująca. Jakby wszyscy inni na tym forum dochodzili do światopoglądu jedynie na podstawie akademickich dyskusji i analitycznych przemyśleń. No sorry, bujać to my, każdy tutaj się znajdujący przeszedł jakąś drogę w życiu i jego przemyślenia i dyskusje na tej drodze powstały i bazują.Mogę mówić za siebie, ale po tym, jak dostałem kilka razy wpie#dol intelektualny odnośnie podstaw światopoglądu, to postawiłem sobie świadomy cel odfiltrowywania niespójnych czy niekompilujących się elementów. No i też takich burzliwych czynników światopoglądo-kształtujących nie doświadczyłem od dość długiego czasu.
bert04 napisał(a): To, że moje doświadczenie dla innego usera może być bezwartościowe jest OK. I tyle. Ale to nie zmienia jego wartości dla mnie. I tyle. Nie mówię, że gdyby ta osoba je miała to by doszła do tych samych przemyśleń, ale skoro widocznie ich nie miała, to może sobie odpuścić ich dewaluowanie. I tyle.Oj już nie naburmuszaj się, chyba nikt nie miał tu nic złego na myśli. Przynajmniej ja nie miałem. Nie była to próba dezawuowania Twoich doświadczeń, tylko wyraz tego, że nie będąc w Twoich butach trochę ciężko jest je sensownie zintegrować ze swoimi (doświadczeniami, nie butami).

