Rodica napisał(a):geranium:
Cytat:Jasne i oczywiste. Są jednak jednostki, którym poświęcenie nie sprawia bólu. Czy możemy im tego zabronić?Jeśli taka jednostka wyrzeka się swojego szczęścia, to jest to manipulacja. Wymusza na tobie podziw, którego wcale nie czujesz, potem nie odróżniasz prawdziwego podziwu od wymuszonego.
Ewentualnie gdy wyobrażają sobie iż wszyscy tak mają i próbują do tego skłonić wszystkich. Tutaj nie jest ważne czy jest to światopogląd religijny czy programowo areligijny. Myślę, że Jezus nie chciał niczego w zamian. Co z tego zrobił kościół to oddzielny temat....
Pytanie czy masz w tym interes, czy tylko ona realizuje swój twoim kosztem i czy w ogóle sobie uświadomiasz, że jesteś zmanipulowana. Bo możesz być ofiarą manipulacji całe życie i o tym nie wiedzieć.
Ponieważ nie znam postaci Jezusa z katechezy, mogę sobie trochę pofantazjować. Myślę, że coraz więcej osób widzi tę postać "po swojemu"
Autor Michał Kazimierczuk widzi to tak.
Cytat:. Agonia chrześcijaństwa, tak jak każdego innego systemu religijnego, będzie następowała przede wszystkim dlatego, że sugerowana przez chrześcijaństwo wizja bóstwa cierpiącego na morderczo-ofiarniczy „borderline”, wyrażający się w przeciwstawności Ojca (Stary Testament) i Syna (Nowy Testament), nie może sprostać kryterium moralnej spójności i pozostawać uznawana za uosobienie miłości. Kulminacyjne rozwiązanie moralne w postaci ukrzyżowania i odkupienia grzechu pierworodnego przez ofiarę z wcielonego boga zaczyna rodzić coraz więcej pytań i wątpliwości moralnych niż odpowiedzi. A zatem głównym powodem obecnej przepaści między kościołem a nowoczesnym społeczeństwem jest ostatecznie kryzys wewnętrzny religii, oscylujący w doktrynie i kontrowersjach wyzierających z „natchnionych ksiąg”, a ponieważ – jak pisze Ireneusz Ziemiński – „(…) trudno wierzyć w Boga, który czyni coś, czego sam ludziom zakazuje lub czego ludzie z racji moralnych zaakceptować nie mogą, kryzys chrześcijaństwa będzie się pogłębiać” (Ziemiński 2016: 136). Alternatywą byłoby uznanie wreszcie całego projektu chrześcijaństwa – idąc za Tertulianem – za absurd, co jest o tyle uczciwe z punktu widzenia moralnego, co niemożebne dla teologii do podtrzymywania w procesie ewangelizacji i kulturowej aplikacji na terenie nowożytnym. Zerkając w mglistą przyszłość Starego Kontynentu i używając przewrotnej formuły, można na razie po prostu rzec, iż zmartwychwstanie zaczęło się coraz bardziej „rozchodzić po kościach”.
Autor cytuję fragment książki:
„(…) Jak długo w naszym społeczeństwie figura Jezusa-Zbawiciela stanowić będzie tabu, tak długo będziemy zakładnikami instytucji i narracji kościelnej. Dyskusja o Jezusie jest w naszym społeczeństwie nieodzowna właśnie dlatego, że Kościół ma tam ogromną władzę nad umysłami, sumieniami i emocjami dużej części nas. A ma ją, ponieważ trzyma się perspektywy, wedle której Jezus umarł za nasze grzechy, a zbawieni będą tylko ci, co w niego wierzą i zgodnie z jego wolą są posłuszni Kościołowi (…). Właśnie dlatego, że tak wielu ludzi trzymanych jest przez narrację kościelną w pułapce tego symboliczno-emocjonalnego szantażu, nasze społeczeństwo tak uparcie trwa w resentymencie, uprzedzeniu, poczuciu własnej wyższości i wewnętrznym paraliżu, uniemożliwiającym społeczną zmianę. Decydując się na złamanie tabu Jezusa-Zbawiciela, który rzekomo żyje i działa w Kościele, i sięgając do tematu Jezusa w sposób śmiały i niekonwencjonalny, robimy bardzo ważny krok w stronę mentalnego przełomu w społeczeństwie. Przełomu, którego tak potrzebujemy” (s. 176).
Mit za mit
Może nowe odczytanie chrześcijaństwa, oczywiście być może dalekie od ortodoksji jest nam potrzebne?
. Odpowiedź Augustyniaka na ten paradoks brzmiałaby mniej więcej tak: tak, to z pewnością prawda, że impuls Jezusa mógł przetrwać i dawać o sobie znać w kolejnych epokach w wodach chrześcijaństwa, lecz działo się to nie tyle dzięki oficjalnej wykładni Kościoła, a pomimo niej, niejako na jej intelektualno-duchowych peryferiach, u osób jawnie ocierających się o herezję.
