Mając za plecami niespacyfikowaną partyzantkę? Musieli by rozbić w puch całość sił zbrojnych i pozamykać granice żeby nie szły dostawy wyrzutni średniego i dalekiego zasięgu oraz dronów. Na dłuższą metę niewykonalne teraz. Może jakby mieli zaplecza produkcyjne i zapasy to coś by zdziałali ale przy tym tempie tracenia zasobów sprzetowych to raczej niewykonalne. Desant z Morza Kaspijskiego nie wchodzi w grę a natarcie tylko od Uralska w dół. A dookoła same wzniesienia. Wprost idealne miejsce do obserwacji kolumn i naparzania z góry czym się da. Porzadne drony cywilne i granaty w kubeczkach po kawie zrobiłyby na przedwzgórzach strefę buforową hamującą natarcie. A bardziej zaawansowana broń by była w stanie ruskich zatrzymać i byłby impas jak dzisiaj w Ukrainie na froncie wschodnim. Ruscy by tam chyba weszli żeby poniszczyć co się da, bo zająć i utrzymać tego specjalnie się nie da. Jeżeli Kazachowie pokazują co się dzieje na wojnie w Donbasie to nawet miejscowi ruscy mogą nie chcieć być wyzwalani. Ogólnie tam chyba by musieli zdobyć przewagę powietrzną i okrążyć szybko cały teren aby móc obsadzić cały region siłami odpierającymi szturmy z wyżyn. To jest do zrobienia, ale nie wiem czy ruskim nie wyszłaby kolejna "wojna trzydniowa".
Sebastian Flak

