Myślę, że powinniśmy przestać patrzeć na zwycięstwo którejkolwiek ze stron jednowymiarowo. Tak jak cele danej operacji tworzą piramidkę od strategicznego po cząstkowe, tak samo należy mówić o zwycięstwach. W tym kontekście Rosja przegrała znacznie więcej niż wygrała:
- Nie osiągnęli celu strategicznego, czyli przeprowadzenia błyskawicznej "operacji specjalnej" z zainstalowaniem marionetkowego rządu w Kijowie. To jest porażka strategiczna militarnie i politycznie.
- Właściwie nie osiągnęli (jeszcze) celu minimalnego czyli pełnej kontroli nad Donbasem.
- W związku z powyższym: dotychczasowe osiągnięcia zostały przez nich okupione stratami znacznie przekraczającymi korzyści.
- "Wyzwolone" tereny to gruzowisko z partyzancko nastawioną ludnością. To prawda, Ukraina traci terytorium, infrastrukturę, krwawi gospodarka. Ale jednocześnie Rosja bierze sobie pacjenta w stanie agonalnym, któremu zwykła kroplówka nie wystarczy.
- A propos kroplówek: Zachód, nawet jeśli zmęczy się już wojną i przestanie wspierać Ukrainę militarnie, to nie przestanie jej wspierać humanitarnie. Kiedy ten konflikt wreszcie się zakończy w Ukrainę zostaną wpompowane ogromne pieniądze na obudowę. Zachód potraktuje to jako inwestycję i pole popisu dla swoich firm.
- Ukraińcy po tej wojnie zrobią kolejny, ogromny krok w stronę Zachodu. Nie tylko przekonując część przywódców i niemałą część tamtejszego społeczeństwa do własnych aspiracji, ale też wspomniana odbudowa odbywać się będzie "po zachodniemu". Choć Ukraina poczyniła sporo modernizacji, to wciąż gros tamtejszej infrastruktury - drogowej, energetycznej, ciepłowniczej - pamiętała czasy ZSRR. Może to zabrzmi brutalnie i nieludzko, ale po tej wojnie stan ich dróg, budynków czy kluczowych sieci osiągnie poziom, w który nikt by przecież na prędce nie inwestował.
- Ukraina odskoczy też militarnie w stosunku do poziomu sprzed wojny. Nikt z nich nie będzie szczędził środków na zbrojenia mając za miedzą tak pojebanego sąsiada. Skoro dzisiaj procentuje doświadczenie z walk po 2014r., to obecna wojna wykuje z nich jeszcze lepszych żołnierzy. No i po takim "treningu" na NATO-wskim sprzęcie nikt nie będzie się bał by im go powierzyć.
Tymczasem Rosja pozostanie z:
- powybijanymi zębami w postaci przetrzebionego sprzętu, którego ot tak sobie nie odbudują;
- gospodarką, na której pełny potencjał sankcji tak naprawdę dopiero się odbije;
- zjebanym na wieki wieków PR-em (ten nigdy nie był kryształowy, ale teraz z agresywnego po wódzie wujaszka wyszedł chory sadysta);
- tragiczną demografią;
- Europą, która teraz na pewno nie zejdzie ze ścieżki transformacji energetycznej, w tym - mam nadzieję - odrodzenia atomu;
- zachwianą pozycją hegemona, co mogą wykorzystać dotychczas stłamszeni sąsiedzi (już to widać w postaci wiercących się "stanów" - z Kazachstanem na czele)
- skonsolidowanym i powiększonym NATO.
Pytanie, czy w obliczu tego wszystkiego (a raczej nie są to pobożne życzenia, lecz fakty i wielce prawdopodobne konsekwencje) Rosja będzie mogła sobie pozwolić na dalsze hasanie z szabelką. Odnoszę wręcz wrażenie, że ta wojna to poniekąd zagrywka va banque - bo teraz jeszcze idzie na tej wojnie, mimo wszystko, coś zyskać. Za 30 lat, z zieloną Europą i jeszcze bardziej napompownymi Chinami Rosja zaczęłaby najzwyczajniej usychać.
PS: nie upatruję też pójścia drogą Iranu, bo jednak Iran znajduje się w zupełnie innym położeniu gepolitycznym.
EDIT: podlinkuję ciekawy artykuł: https://www.onet.pl/informacje/onetkielc...p,79cfc278 - natrafiłem na niego już po napisaniu tego posta, a dr Sokała podnosi podobne argumenty. Swoją drogą - jedną z moich życiowych dewiz jest ta, iż cierpliwość popłaca. I jeśli mam się czegoś najbardziej bać, to właśnie braku tejże.
- Nie osiągnęli celu strategicznego, czyli przeprowadzenia błyskawicznej "operacji specjalnej" z zainstalowaniem marionetkowego rządu w Kijowie. To jest porażka strategiczna militarnie i politycznie.
- Właściwie nie osiągnęli (jeszcze) celu minimalnego czyli pełnej kontroli nad Donbasem.
- W związku z powyższym: dotychczasowe osiągnięcia zostały przez nich okupione stratami znacznie przekraczającymi korzyści.
- "Wyzwolone" tereny to gruzowisko z partyzancko nastawioną ludnością. To prawda, Ukraina traci terytorium, infrastrukturę, krwawi gospodarka. Ale jednocześnie Rosja bierze sobie pacjenta w stanie agonalnym, któremu zwykła kroplówka nie wystarczy.
- A propos kroplówek: Zachód, nawet jeśli zmęczy się już wojną i przestanie wspierać Ukrainę militarnie, to nie przestanie jej wspierać humanitarnie. Kiedy ten konflikt wreszcie się zakończy w Ukrainę zostaną wpompowane ogromne pieniądze na obudowę. Zachód potraktuje to jako inwestycję i pole popisu dla swoich firm.
- Ukraińcy po tej wojnie zrobią kolejny, ogromny krok w stronę Zachodu. Nie tylko przekonując część przywódców i niemałą część tamtejszego społeczeństwa do własnych aspiracji, ale też wspomniana odbudowa odbywać się będzie "po zachodniemu". Choć Ukraina poczyniła sporo modernizacji, to wciąż gros tamtejszej infrastruktury - drogowej, energetycznej, ciepłowniczej - pamiętała czasy ZSRR. Może to zabrzmi brutalnie i nieludzko, ale po tej wojnie stan ich dróg, budynków czy kluczowych sieci osiągnie poziom, w który nikt by przecież na prędce nie inwestował.
- Ukraina odskoczy też militarnie w stosunku do poziomu sprzed wojny. Nikt z nich nie będzie szczędził środków na zbrojenia mając za miedzą tak pojebanego sąsiada. Skoro dzisiaj procentuje doświadczenie z walk po 2014r., to obecna wojna wykuje z nich jeszcze lepszych żołnierzy. No i po takim "treningu" na NATO-wskim sprzęcie nikt nie będzie się bał by im go powierzyć.
Tymczasem Rosja pozostanie z:
- powybijanymi zębami w postaci przetrzebionego sprzętu, którego ot tak sobie nie odbudują;
- gospodarką, na której pełny potencjał sankcji tak naprawdę dopiero się odbije;
- zjebanym na wieki wieków PR-em (ten nigdy nie był kryształowy, ale teraz z agresywnego po wódzie wujaszka wyszedł chory sadysta);
- tragiczną demografią;
- Europą, która teraz na pewno nie zejdzie ze ścieżki transformacji energetycznej, w tym - mam nadzieję - odrodzenia atomu;
- zachwianą pozycją hegemona, co mogą wykorzystać dotychczas stłamszeni sąsiedzi (już to widać w postaci wiercących się "stanów" - z Kazachstanem na czele)
- skonsolidowanym i powiększonym NATO.
Pytanie, czy w obliczu tego wszystkiego (a raczej nie są to pobożne życzenia, lecz fakty i wielce prawdopodobne konsekwencje) Rosja będzie mogła sobie pozwolić na dalsze hasanie z szabelką. Odnoszę wręcz wrażenie, że ta wojna to poniekąd zagrywka va banque - bo teraz jeszcze idzie na tej wojnie, mimo wszystko, coś zyskać. Za 30 lat, z zieloną Europą i jeszcze bardziej napompownymi Chinami Rosja zaczęłaby najzwyczajniej usychać.
PS: nie upatruję też pójścia drogą Iranu, bo jednak Iran znajduje się w zupełnie innym położeniu gepolitycznym.
EDIT: podlinkuję ciekawy artykuł: https://www.onet.pl/informacje/onetkielc...p,79cfc278 - natrafiłem na niego już po napisaniu tego posta, a dr Sokała podnosi podobne argumenty. Swoją drogą - jedną z moich życiowych dewiz jest ta, iż cierpliwość popłaca. I jeśli mam się czegoś najbardziej bać, to właśnie braku tejże.
"Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się administracja".
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.

