bert04 napisał(a):Przecież za każdym takim razem rodzi się nie tylko pytanie, jak mogło do takiego czegoś dojść, ale też jak osoba, która ślubuje bezwarunkową miłość bliźniego może dokonywać takich czynów.
To właśnie mnie zastanawia. Na ile religia jest w stanie uczynić człowieka lepszym moralnie? Dobre pytanie. Czy bez religii, stalibyśmy się niemoralni? Nie sądzę. Moralność ma pochodzenie przedreligijne. Człowiek kromanioński nie mając Objawienia, a pewnie wiodąc jakieś życie, gdzie była i pewnie obecna metafizyka, wiedział bez pudła, że zabijanie jest złe, że kradzież jest zła itd. itp. Dziwi mnie więc, że Żydom musiał to wyryć Jahwe na kamiennych tablicach, bo sami z siebie nie byli w stanie do tego dojść - przy założeniu, że zakłada się istnienie Boga.
Ja jestem przekonany, że to właśnie Bóg został stworzony na ludzkie podobieństwo /znowu truizm, ale zwrócić nań uwagę trzeba/, bo jeśli założylibyśmy, że Bóg istnieje, to czy naprawdę byłby choć trochę podobny do Boga ST i NT. Gdy jeszcze wierzyłem, wiedziałem, że Bóg był zupełnie inny - wcale nie podobny do obrazu tego m.in. okrutnego władcy ze Starego Testamentu
Czy nie jest trochę tak, że ludzie wierzący w Boga nie są tak dobrzy moralnie, jakby mogli być bez niego?
Że nie zmieniają się na lepsze, bo gdzieś tam z tyłu głowy mają to przekonanie, że się za bardzo starać nie muszą, bo Bóg, w którego wierzą kiwnie palcem i całą ich niedoskonałość i nędzę moralną będzie mógł zniweczyć w jednej chwili?
Miłość bliźniego to piękny postulat chrześcijaństwa - tak ważny, że Bóg obwarował w Biblii przebywanie z Nim tą miłością w stosunku do drugiego człowieka.
'Byłem głodny, a daliście mi jeść...' itd. Bez tej miłości nie ma miłości do Boga, są połajanki, wyzwiska, trzymanie w klatce.
"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".

