Myślałem kiedyś o tym. 
Mam teraz w głowie 4 możliwe wyjaśnienia:
1. W przyszłości ludzie (czy też ściślej mówiąc - postludzie) będą inni - za tysiące lat nie będzie miliardów istot naraz, lecz będzie ich mniej, ale będą bardziej rozbudowane (coś jak Solaris u Lema - tam jest np. jedna wielka istota na całą planetę). Zatem ludzie pójdą w jakość, a nie ilość.
2. Jest jakaś granica androidyzacji, za którą traci się duszę, bo może być tak, że duch jest jakoś sprzężony akurat z ludzkim ciałem. Dla obserwatora zewnętrznego "nagłe wygaśnięcie duszy" u obserwowanego androido-człowieka mogłoby być nie do zaobserwowania. Raczej dusza od androidyzacji nie znika, ale taka możliwość jest.
3. Mechanizmy maszynerii nieorganicznej całkowicie wyprą ludzi, bo we wszystkim będą lepsze wedle przyszłych decydentów.
4. Nawet jeżeli np. od roku 2500 n.e. do końca Wszechświata łącznie będą istnieć setki biliardów żyć co najmniej tak rozwiniętych jak ludzie i posiadających dusze, to jednak trochę miliardów dusz przed tym 2500 rokiem musiało być "dolosowanych" do naszych żyć. Choć w takim scenariuszu szanse dla duszy, że napełni ona ciało istoty akurat przed 2500 rokiem, a nie tej po 2500 roku, są tyci, tyci, maluteńkie, to są jakieś. Poza tym ktoś do tych zacofanach czasów, gdzie nie znają nawet leku na przeziębienie, trafić musiał, bo są sloty.
Pod kątem technologicznym mamy w sumie potężnego pecha, bo dolosowano nas zapewne do pierwszego promila istnienia na tym świecie. No ale ktoś pecha mieć musiał. To jak ciągnięcie patyczków - ktoś ten mały patyczek musi wyciągnąć, nawet jeżeli długich patyczków są miliardy, a krótki jest tylko jeden.
Choć z drugiej strony, tak naprawdę pecha nie mamy, bo jak się głębiej wgryzie w temat, to wychodzi, że równie dobrze moglibyśmy w ogóle nie powstać, bo alternatywnych wersji dusz, które nigdy nie zaznały istnienia, jest nieskończenie wiele (czyli ktoś mógłby być zamiast nas), a także dlatego że świat mógłby być równie dobrze taki, że żadnych dusz nie ma lub jest ich mniej niż w naszym świecie.
Jako duszę rozumiem tego wewnętrznego obserwatora w tobie, który myśli, czuje, decyduje. Cogito ergo sum.

Mam teraz w głowie 4 możliwe wyjaśnienia:
1. W przyszłości ludzie (czy też ściślej mówiąc - postludzie) będą inni - za tysiące lat nie będzie miliardów istot naraz, lecz będzie ich mniej, ale będą bardziej rozbudowane (coś jak Solaris u Lema - tam jest np. jedna wielka istota na całą planetę). Zatem ludzie pójdą w jakość, a nie ilość.
2. Jest jakaś granica androidyzacji, za którą traci się duszę, bo może być tak, że duch jest jakoś sprzężony akurat z ludzkim ciałem. Dla obserwatora zewnętrznego "nagłe wygaśnięcie duszy" u obserwowanego androido-człowieka mogłoby być nie do zaobserwowania. Raczej dusza od androidyzacji nie znika, ale taka możliwość jest.
3. Mechanizmy maszynerii nieorganicznej całkowicie wyprą ludzi, bo we wszystkim będą lepsze wedle przyszłych decydentów.
4. Nawet jeżeli np. od roku 2500 n.e. do końca Wszechświata łącznie będą istnieć setki biliardów żyć co najmniej tak rozwiniętych jak ludzie i posiadających dusze, to jednak trochę miliardów dusz przed tym 2500 rokiem musiało być "dolosowanych" do naszych żyć. Choć w takim scenariuszu szanse dla duszy, że napełni ona ciało istoty akurat przed 2500 rokiem, a nie tej po 2500 roku, są tyci, tyci, maluteńkie, to są jakieś. Poza tym ktoś do tych zacofanach czasów, gdzie nie znają nawet leku na przeziębienie, trafić musiał, bo są sloty.
Pod kątem technologicznym mamy w sumie potężnego pecha, bo dolosowano nas zapewne do pierwszego promila istnienia na tym świecie. No ale ktoś pecha mieć musiał. To jak ciągnięcie patyczków - ktoś ten mały patyczek musi wyciągnąć, nawet jeżeli długich patyczków są miliardy, a krótki jest tylko jeden. Choć z drugiej strony, tak naprawdę pecha nie mamy, bo jak się głębiej wgryzie w temat, to wychodzi, że równie dobrze moglibyśmy w ogóle nie powstać, bo alternatywnych wersji dusz, które nigdy nie zaznały istnienia, jest nieskończenie wiele (czyli ktoś mógłby być zamiast nas), a także dlatego że świat mógłby być równie dobrze taki, że żadnych dusz nie ma lub jest ich mniej niż w naszym świecie.
Jako duszę rozumiem tego wewnętrznego obserwatora w tobie, który myśli, czuje, decyduje. Cogito ergo sum.
"I sent you lilies now I want back those flowers"


