Rodica napisala:
" ludzie zachowują się w większości przypadków zupełnie inaczej, mianowicie zamiast kochać, popadają w obłęd, chorobę zwaną zakochaniem. Zakochanie to jest ciężki stan chorobowy, a źródłem jego jest niezaspokojenie potrzeb emocjonalnych z dzieciństwa. Często efektem takiego fatalnego zauroczenia jest kalectwo, śmierć w postaci samobójstwa lub zabójstwa, rozwody, wszelkiego rodzaju patologie i wydanie na świat kolejnego chorego pokolenia, które nie potrafi odróżnić miłości od zakochania."
No wiec ja widze zakochanie jako pierwszy etap milosci, szanse na to ze potrafimy wspolnie zbudowac prawdziwa milosc. Nie rozumiem co do zakochania ma niezaspokojenie potrzeb emocjonalnych z dziecinstwa i w jaki sposob ma ono owocowac kalectwem, smiercia, czy innymi okropnosciami z twojego postu. Przezylem kilka zakochan w moim zyciu i ani ja ani moje owczesne partnerki nie zaznaly tego wszystkiego po rozstaniu. Rowniez nikt w kregu moich znajomych i rodziny nie mial takich przejsc wiec mocno sie zastanawiam skad takie wnioski. Owszem bol po rozstaniu zawsze jest, ale z czasem mija.
Rodica napisala:
"Kościół głosi w swojej mądrości, że należy zachować czystość seksualną dla tej jedynej wybranej osoby z którą chcemy prokreować.
Jest to dogmat oczywiście piękny, szlachetny i chwalebny, bardzo pożądane byloby gdyby ludzie faktycznie się tak zachowywali, gdyż wyłącznie czlowiek który kocha twoje ciało, dusze i chce mieć z tobą dzieci może dać prawdziwą rozkosz seksualną."
To w mojej opinii jest nieprawda i to na kilku pietrach.
Przede wszystkim KRK widzi i tlumaczy milosc nie jako uczucie do drugiej osoby tylko wziecie na siebie zobowiazania wobec tej osoby i pozniejsze wywiazywanie sie z niego ( co uwazam za blad ). Poza tym zalecenie zachowania czystosci do slubu nie jest zadnym dogmatem religii katolickiej, a ostatnie zdanie jest dla mnie zupelna nieprawda jako ze wielokrotnie przezylem "prawdziwa rozkosz seksualna" z kobietami z ktorymi absolutnie nie chcialem miec dzieci ( i one tez nie chcialy ), jak rowniez niekoniecznie kochalem ich dusze ( cokolwiek mialoby to znaczyc ).
" ludzie zachowują się w większości przypadków zupełnie inaczej, mianowicie zamiast kochać, popadają w obłęd, chorobę zwaną zakochaniem. Zakochanie to jest ciężki stan chorobowy, a źródłem jego jest niezaspokojenie potrzeb emocjonalnych z dzieciństwa. Często efektem takiego fatalnego zauroczenia jest kalectwo, śmierć w postaci samobójstwa lub zabójstwa, rozwody, wszelkiego rodzaju patologie i wydanie na świat kolejnego chorego pokolenia, które nie potrafi odróżnić miłości od zakochania."
No wiec ja widze zakochanie jako pierwszy etap milosci, szanse na to ze potrafimy wspolnie zbudowac prawdziwa milosc. Nie rozumiem co do zakochania ma niezaspokojenie potrzeb emocjonalnych z dziecinstwa i w jaki sposob ma ono owocowac kalectwem, smiercia, czy innymi okropnosciami z twojego postu. Przezylem kilka zakochan w moim zyciu i ani ja ani moje owczesne partnerki nie zaznaly tego wszystkiego po rozstaniu. Rowniez nikt w kregu moich znajomych i rodziny nie mial takich przejsc wiec mocno sie zastanawiam skad takie wnioski. Owszem bol po rozstaniu zawsze jest, ale z czasem mija.
Rodica napisala:
"Kościół głosi w swojej mądrości, że należy zachować czystość seksualną dla tej jedynej wybranej osoby z którą chcemy prokreować.
Jest to dogmat oczywiście piękny, szlachetny i chwalebny, bardzo pożądane byloby gdyby ludzie faktycznie się tak zachowywali, gdyż wyłącznie czlowiek który kocha twoje ciało, dusze i chce mieć z tobą dzieci może dać prawdziwą rozkosz seksualną."
To w mojej opinii jest nieprawda i to na kilku pietrach.
Przede wszystkim KRK widzi i tlumaczy milosc nie jako uczucie do drugiej osoby tylko wziecie na siebie zobowiazania wobec tej osoby i pozniejsze wywiazywanie sie z niego ( co uwazam za blad ). Poza tym zalecenie zachowania czystosci do slubu nie jest zadnym dogmatem religii katolickiej, a ostatnie zdanie jest dla mnie zupelna nieprawda jako ze wielokrotnie przezylem "prawdziwa rozkosz seksualna" z kobietami z ktorymi absolutnie nie chcialem miec dzieci ( i one tez nie chcialy ), jak rowniez niekoniecznie kochalem ich dusze ( cokolwiek mialoby to znaczyc ).

