qwertyuiop napisał(a): "Nie! Wcale nie jestem gównem historii rzuconym w wichry losy, by tylko capić na całą Europę. Ja mam wartość... Ja mam... (pijany patrzy na swoje w połowie zjedzone, jedyne buty, a potem na dziurawy wychodek, a potem na krzyż pod płotem, gdzie symbolicznie leży jego rodzina padnięta w gułagu) eee. Mam prawdziwą wiarę, że jestem częścią wywyższonego, wielkiego, potężnego narodu, który zmienia losy świata! Zmieniał już w końcu nie raz. Tak. To sprawia, że jestem wielce wartościowy. Bycie częścią tego większego. I tę boską wartość trzeba szerzyć niczym misjonarze. Każdym sposobem."O Rosyjskiej Duszy można bez końca.
No i wychodzi z tego chujnia. Dopóki Rosjanie nie zaczną mieć jakichś normalnych sukcesów w indywidualnym życiu, dopóty będą sobie rekompensować wszystko wiarą w wielki swój naród podbijający świat dobrem, bo tylko ta wiara jakoś ratuje im samoocenę i sprawia, że odczuwają sens i szczęście w swych marnych żywotach.
Trochę wódeczki swego czasu z nimi wypiłem i pamiętam, jak w Moskwie w typowej komunałce (dla niewtajemniczonych to takie podzielone na male klitki stare, wielopokojowe mieszkania) wśród niesłychanego syfu oglądaliśmy kosmonautów na śnieżącym telewizorze wznosząc toasty za mołodców.
Jest w ich jakaś dziwna mieszanina wzniosłości i prymitywizmu.
Rosjanin jest rozdarty pomiędzy dwoma biegunami:
- "Wolia" czyli chęć wielkich czynów, cwałowania po bezkresnym stepie, przenoszenia gór,
- "Dolia" czyli wieczne niespełnienie, duszoszczypatielnyje pieśni przy wódeczce do zatracenia.
PS. Kiedyś autentycznie lubiłem tę ich dziwaczną naturę (trochę podobną do naszej) ale mi przeszło.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.

