Bez końca. A ile można przypominać, że wszechświat to wynalazek nawet nie kopernikański, tylko o dwa stulecia późniejszy? Chyba. W każdym razie galaktyki zaistniały w wieku dwudziestym. Dlatego zakarbuj sobie, taki Synu: żadna religia nie jest megalomańska. Religie są oparte na skądinąd trzeźwej obserwacji, że rozumnie pogadać to sobie można tylko z innym człowiekiem. Bo nie z małpą, ani nawet nie z papugą. I ani małpa, ani papuga nie wykreśli Ci pitagorejskiego trójkąta, nie mówiąc już o zbudowaniu teleskopu. Papuga nie jest nawet na etapie, że jak spojrzy w gwiazdy, to sobie wyobraża dalekie ogniska, myśli o tym, kto je rozniecił, i się tym myśleniem męczy. Człowiek naprawdę potrafi więcej od dowolnego innego lokatora planety Ziemia. Dlatego myśl o ludzkim wybraństwie jest zupełnie racjonalna. A o Obcych z Tau Wieloryba pogadamy, jak ich spotkamy.
Owszem, można ręce załamywać, że w dzikim zakątku dzikich krain powstała religia tak dalece uwikłana w politykę, że Boga mianowała Panem - i to takim despotycznym Panem - i że wszystko, na co ją było stać, to zapewnienie że to jest dooobry Despota. Faktycznie: siąść i płakać, bo nawet imperialne szinto obywało się bez podobnego ściemniania. Ot, Cesarz był potomkiem Duchów życzliwych i miał pewne życzenia, więc ludzie je spełniali - nawet za cenę śmierci męczeńskiej - ponieważ człowiek miał u Cesarza niezmierzony dług wdzięczności, choćby i za to, że Cesarz się targował z Duchami o pomyślność swojego ludu. Z Despotą o pomyślność to się Hiob próbował targować. W zasadzie mu się nawet udało; ino ze sługami i z dziećmi wyszło jak wyszło, czyli jak zwykle.
Owszem, można ręce załamywać, że w dzikim zakątku dzikich krain powstała religia tak dalece uwikłana w politykę, że Boga mianowała Panem - i to takim despotycznym Panem - i że wszystko, na co ją było stać, to zapewnienie że to jest dooobry Despota. Faktycznie: siąść i płakać, bo nawet imperialne szinto obywało się bez podobnego ściemniania. Ot, Cesarz był potomkiem Duchów życzliwych i miał pewne życzenia, więc ludzie je spełniali - nawet za cenę śmierci męczeńskiej - ponieważ człowiek miał u Cesarza niezmierzony dług wdzięczności, choćby i za to, że Cesarz się targował z Duchami o pomyślność swojego ludu. Z Despotą o pomyślność to się Hiob próbował targować. W zasadzie mu się nawet udało; ino ze sługami i z dziećmi wyszło jak wyszło, czyli jak zwykle.
