Peterson to odklejony wariat. Charyzmatyczny, ale politycznie nieistotny. Tu nie ma żadnego zagrożenia. Nie jest przypadkiem, że radykalne ruchy zajeżdżające pięcioma piwami kanalizują tępe buce w stylu Trumpa czy Putina. Do takich elektoratów przemawia siła, wola mocy, męskość, agresja itp. Płaczący Peterson to dla nich najwyżej ciekawe kuriozum. To tak jakby Hołownia próbował zostać liderem skinheadów. Nie zostałby, jakiś Bąkiewicz czy Kowalski zawsze będą lepsi w te klocki.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.


