freeman napisał(a): Nauczanie Jezusa jest jednak w zupełnie innym duchu. Nie namawia On bowiem do gardzenia prześladowcami, ani do tak czy inaczej pojmowanej zemsty.
Nadstawienie drugiego policzka to informacja dla prześladowcy : nie traktuję cię jak wroga i nie czuję się wobec ciebie winny, daję ci szansę na refleksję.
Osiris napisał(a): A czy nie chodzi o to, żeby na zło nie odpowiadać złem tylko miłością ponieważ ten, który czyni zło być może nie zaznał dobra i przez brak zemsty i okazanie serdeczności można jemu w ten sposób pomóc i zmienić go na lepsze? Ale co ja się tam znam, chrześcijanie pewnie wiedzą lepiej.
ja też się nie znam, w kwestii tego "stoickiego spokoju" podaję jedynie takie interpretacje jakie podają osoby, które według mnie znają się trochę lepiej, w tym przypadku historyk Kościoła z doktoratem, admin grupy "Biblistyka i badania nad chrześcijaństwem", więc mam tu większe zaufanie, niż do tradycyjnych, katolick stron
Pod tekstem, który wcześniej przytoczyłam padły takie komentarze:
"Ma to sens w kontekście zachowania Jezusa, który nie nadstawia literalnie drugiego policzka, gdy go biją na przesłuchaniu i nie daje się gnębić, tylko domaga się sprawiedliwego wytłumaczenia dlaczego oberwał."
"W czasach konstytuowania się nowego odłamu judaizmu "rywalizację" wśród wczesnych kościołów wygrał kościół Pawłowy. Nowa teologia nie powstała z niczego. Paweł odebrał solidne wykształcenie od Gamaliela i był oczytany w topowej literaturze. Miał z czego czerpać. Nowotestamentowe słowo pisane powstawało gdy teologia Pawłowa była już ugruntowana i znalazło się w niej także i to co było atrakcyjne w filozofii greckiej."
"Ciekawa interpretacja, zwłaszcza że pacyfistyczny wydźwięk tych nauk nie pasuje do innych nauczań faceta z Nazaretu."
"To jest stara interpretacja nauki Jezusa. Nie wiem jak w starożytności, ale w średniowieczu prawie na pewno kilku teologów podobnie pisało"
"Dokładnie tak! Naiwne rozumienie nadstawiania drugiego policzka kłóci się przecież ze sceną, w której Jezus sam spoliczkowany zwraca się spokojnie do agresora słowami: "Jeśli coś źle powiedziałem, wykaż to. A jeśli dobrze, to czemu mnie bijesz?" Mnie sens tego nadstawiania policzka pozwolił zrozumieć pewien fragment z biografii św. Franciszka. Pierwszy jego towarzysz, św. Bernard, poszedł za nim urzeczony najpierw zupełną obojętnością Franciszka na prowokacje ze strony dzieci i prostaków. A następnie sam wykazał się podobną głębią duchowej mocy. Cytuję: "Zdarzyło się na początku Zakonu, że święty Franciszek posłał brata Bernarda do Bolonii, aby tam wedle łaski, której mu Bóg udzielił, zbierał żniwo dla Boga. Brat Bernard, uczyniwszy znak krzyża świętego, poszedł w imię posłuszeństwa świętego i przybył do Bolonii. A dzieci, ujrzawszy szatę jego zużytą i podłą, szydziły zeń wielce i lżyły go, jak zwykło się czynić z głupcem. Atoli brat Bernard znosił wszystko cierpliwie i radośnie dla miłości Chrystusa, a nawet, aby jeszcze bardziej go dręczono, usiadł z umysłu na placu miejskim. Kiedy tak siedział, zebrało się wokół niego wiele dzieci i mężów: ten ściągał mu kaptur w tył, ów naprzód, ten obrzucał kurzem, ów kamieniami, ten potrącał tu, ów tam. Brat Bernard, ciągle jednaki i cierpliwy, z pogodą w obliczu, nie skarżył się ni ruszał i przez dni kilka wracał na to samo miejsce tylko po to, by znosić to samo. A jako że cierpliwość doskonałości jest dziełem i siły dowodem, więc pewien mądry praw doktor, widząc i rozważając stałość i siłę brata Bernarda, że żadną nie oburzył się przez tyle dni krzywdą ni obelgą, rzekł sobie: "Niemożliwe, by człowiek ten nie był święty". I zbliżywszy się doń, zapytał: "Ktoś ty? i po coś tu przybył?". Brat Bernard, zamiast odpowiedzi, dłoń wsunął w zanadrze, wyjął regułę świętego Franciszka i podał mu ją do czytania. Gdy ów ją przeczytał i doskonałość jej poznał najwyższą, zwrócił się z największym zdumieniem i podziwem do towarzyszy i rzekł: "Zaprawdę, jest to najwyższy stan wiary, o jakim kiedykolwiek słyszałem. Przeto ten oto i towarzysze jego są z ludzi najświętszych na świecie i największy grzech popełnia, kto krzywdę mu czyni. Winniśmy mu cześć najwyższą, gdyż jest prawdziwym Boga przyjacielem". I rzekł do brata Bernarda: "Jeśli chcecie obrać miejsce, gdziebyście, jak należy, Bogu służyć mogli, dam wam je chętnie gwoli zbawieniu duszy mojej". Odrzekł brat Bernard: "Panie, jako że natchnął was Pan nasz, Jezus Chrystus, przeto chętnie przyjmuję ofiarę waszą na chwałę Chrystusa". Wówczas ów sędzia z radością i miłością wielką zawiódł brata Bernarda do domu swego. I oddał mu potem przyrzeczone miejsce, urządziwszy całe i wykończywszy kosztem własnym.""
Ogólnie główny przekaz całego cytatu jest taki, żeby nie odwazjemniać zła i niezależnie czy zinterpretujemy to jako umiejętność opanowania i zachowania stoickiego spokoju, czy po prostu brak zemsty, to z pewnością dotyczy to takich sytuacji, w których jest to możliwe do zrealizowania. Według KK jednym z darów Ducha Świętego jest rozum, więc nie sądzę, żeby Jezus w swoim nauczaniu chciał go ludzi pozbawiać, a interpretowanie Biblii, które jest pozbawione zdrowego rozsądku może prowadzić do szkodliwych i autodestrukcyjnych zachowań, przykładem jest zakaz transfuzji u świadków Jehowy, który opiera się właśnie na jednym cytacie biblijnym.
Z pewnością ten przekaz można zastosować w wielu sytuacjach w życiu, gdy mamy do czynienia z różnymi ludźmi, czasami złośliwymi, ograniczonymi, pogubionymi itp. Wprowadzanie tego w życie może być rozwojowe, może kształtować charakter, uczyć pokory, wyrozumiałości, dojrzałości, opanowania, no ale przecież z pewnością nie chodzi tu o jakąś skrajną uległość wobec zła i całkowity brak reakcji czy wręcz przyzwalanie na to zło.
