Coś czuję, że ta jurodiwa kariera proroka skończy się w jakimś suchym i ciepłym miejscu, gdzie ściany wyłożono materacami, a dla bezpieczeństwa z drzwi wymontowano wszystkie klamki.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

