bert04 napisał(a): - Oczywiście powyższy opis nie wypełnia całego obrazu, jesteśmy zdolni do uczuć wyższych, kontemplacji sztuki czy nawet potrafimy wytworzyć w sobie zmysł opiekuńczy. Są to jednak już wyższe stany świadomości, nad którymi mężczyzna musi pracować. Taki mężczyzna nie będzie podpadał pod powyższe schematy, ale taki mężczyzna też nie będzie sprawiał kobietom kłopotu w interpretacji. Jeżeli więc masz uczucie, że nie rozumiesz jakiegoś faceta, wróć do powyższego prostego, wręcz prostackiego schematu. Z naszej natury jesteśmy prości, instynktowni i dziecinni. Wszysko co ponadto to nie natura, to kultura.
.... nie ma za co.
Hmm... Zgadzam się, że kobiety ogółem mają bardziej skomplikowane wnętrza i toki rozumowania. Są też bardziej opiekuńcze i zdolne do komplemplacji sztuki ze swej natury. Ale w przypadku uczuć wyższych natura męska i żeńska jest na podobnym poziomie. W końcu za miłość uznaję dbanie o kogoś jak o siebie, a to kwestia szerokiej perspektywy postrzegania świata, a tu faceci nie odstają ze swej natury. Przynajmniej tak wierzę. Jak przestanę w to wierzyć, to zacznę romantyczno-seksualnie skłaniać się ku kobietom. Jeszcze się tu jakaś "terapia" konwersyjna z tego zrobi.
Rodica napisał(a): MustafaMond:
Nie wiem, czy to jest normalne ze nie czujesz związku ze swoim ciałem. Znałam dwóch samobójców, oni też nie czuli związku ze swoim ciałem i powiem Ci, że poki żyli bylam pelna podziwu dla tego zjawiska jako coś niesamowicie męskiego. Mężczyźni bardzo piękni i urodziwi, kompletnie nie dbąjacy o swoje ciało, nie zachwycajacy się nim, nie obnoszacy się nim. Zazdrościłam im, a nie wiedzialam, że w środku są już martwi.
Ja miałem kiedyś bardzo trudny czas i motyw samobójstwa mi się przewijał w życiu, ale sądzę, że już najgorsze pokonałem i nigdy się nie usunę z żywych. Tyle że przez cierpienie oddaliłem się trochę od siebie duchowo, by wytrzymać. Z dala mniej bolało. Takie odcięcie. Może też stąd mam pewną depersonalizacją w sobie. Ja w środku na szczęście wszystek martwy nie jestem, bo przetrwało we mnie to co najsilniejsze i te najsilniejsze siły stopniowo przejmują i zasiedlają obumarłą resztę. Przetrwały bowiem we mnie miłość i mściwa nienawiść. Te dwa dążenia toczą bój o podbicie połaci mego ducha i staram się wspierać pierwszą siłę. Niestety przez tę walkę bywam czasem niestabilny niczym miecz świetlny Kylo Rena (czasem miewam choćby napady wściekłości na świat, siedząc gdzieś samemu w ukryciu), ale wszystko ogółem idzie w dobrym kierunku. Potrafię spojrzeć na siebie "z boku" i widzę wtedy, które tendencje powinienen w sobie wspierać, a które gasić. Samo pokonywanie tej drogi i analiza jej dużo mnie uczy.
A co do wyglądu - czasem mnie uznawano za pięknego fizycznie, ale nie lubiłem tego.
Drax Niszczyciel w filmie "Strażnicy Galaktyki 2" rzekł:
"Kiedy jesteś brzydki i ktoś cię kocha, wiesz, że kocha cię za to, kim jesteś. Piękni ludzie nigdy nie wiedzą, komu ufać."
Parę razy czułem zawód, bo myślałem, że ktoś zauroczył się w mojej duszy, a okazywało się, że rajcowało moje ciało, a ja swoim ciałem nie jestem, więc czułem rozczarowanie.
"I sent you lilies now I want back those flowers"


