kmat napisał(a): Na moje to wygląda tak. Jest jakaś grupa trzymająca prezesa. Jakaś kolektywna pani Basia. Przy dworskiej strukturze jaką prezes wokół siebie zbudował to mogło powstać tylko na bazie tego Wewnętrznego Kręgu. Jacyś starzy towarzysze z zakonu PC, ludzie, których wysłał do Srebrnej, etc. Ludzie bez jakiejś formalnie mocnej pozycji w partii, ale w praktyce szare eminencje. Jak mu zaczęło odbijać, to go schowali do szafy i rządzili w jego imieniu. Aparat mógł się nawet z początku nie połapać, bo między nim a prezesem były jakieś kręgi cherubinów, serafinów, tronów, panowań itp. przez które zachodził kontakt. Ale faktycznie pokazać go co jakiś czas trzeba. No to wożą go po Polsce, organizują spędy starannie wyselekcjonowanych osób, programują co ma gadać i modlą się, żeby nie wypalił "gdzie jest mama" (w końcu wypali). Ale będzie coraz gorzej i w końcu to rypnie.
Podobno pod koniec życia Mao Zedong miał fatalne zdrowie i gadał tak, że nikt go nie był w stanie zrozumieć jego mowy, prócz... jego sekretarki i konkubiny Zhang Yufeng. Nazywano ją jego "interfejsem na świat". Są przypuszczenia, że to ona wtedy rządziła Chinami Ludowymi poprzez zdemenciałego Mao, bo mogła przecież dowolnie rozumieć jego bredzenie. Mao nie wiedział, co się dzieje, ale ją lubił i pewnie "dziecinnie" aprobował jej działania.
EDIT
Podobnie wyglądała końcówka rządów Breżniewa, gdy był mamroczącym alkoholikiem i już tylko czytał, co mu na kartkach podsuwano, ale jeszcze go nie usuwali towarzysze, bo bali się groźnej walki o schedę.
Pomyślę jeszcze nad podobnymi zdarzeniami.
"I sent you lilies now I want back those flowers"

